„Platforma” to nietypowy film od Netflix!

Dwójka ludzi na każdym poziomie, najgorsze (w dobrym tego słowa znaczeniu rzecz jasna) wyobrażenie więzienia w filmie od dawna i poruszenie problemu klas społecznych zobrazowane w interesujący sposób wykorzystujący stosunkowo niewielką liczbę śmiertelników.

Tak mógłbym opisać Platformę każdej spotkanej osobie. Przy okazji koniec końców polecić ze względu na wymysł reżysera. Wymysł, który skupia się na czterech ścianach będących ograniczeniem dla każdego człowieka w nich się znajdującego. Na środku tych ścian mamy dół, ale co z tego?

Nie jest to dwumetrowy dołek. Nikt nie uwolni się ze swojej niedoli poprzez wskoczenie do niego. Może tylko wtedy, gdy zapragnie zakończyć swój żywot. Bohater siedzi w pudle, nie posiadając żadnych szans na odkupienie, a do tego to on sam sprowadził na siebie ten los, myśląc, że w ten sposób ułatwi sobie życie. Jego sytuacja wprowadza go w zakłopotanie, strach, jak i obrzydzenie spowodowane warunkami życia tego „ośrodka”. Jest barankiem rzuconym na pożarcie przez wilka, jedyną iskierką w tunelu dla niemoralności ludzkiej w tym burdelu. Jednak płomyczek ten gaśnie w wyniku napływu cech związanych z chęcią przetrwania.

Nie jest to nic dziwnego, kto z nas nie chce przeżyć za wszelką cenę? Jakby mogło wydawać się na pierwszy rzut oka, problemy natury duchowej nie załamują psychiki naszego marzyciela. Mimo jej zwątpienia Goreng trzyma się swoich wartości jak tylko może, chce być tym dobrym za wszelką cenę, nie zważając na to, w jakim siedlisku plugastwa się znajduje. Bohaterowie przewijający się podczas katiuszy w Dziurze dają do zrozumienia naszemu protagoniście, czym naprawdę jest życie. Może to brzmieć głupio, ale dopiero, gdy znajduje się on w tych trudnych warunkach, uświadamia sobie to, że nie warto igrać z własnym losem. Dostaje nauczkę, którą starać będzie się rozważać w miarę zanikającego rozsądku doprowadzającego go do obłędu. Przeżycie zmusza go do wielu czynów mijających się z jego dotychczasowym sposobem życia, ale tylko tak pozostanie przy życiu. Nie ma wyboru.

Mówię jakieś bzdety o więźniach, ale to nie oni są głównym fenomenem tego widowiska. Czymże byłby skazany bez swego budynku? To charakter miejsca określa to, czym jest jego mieszkaniec. Dziura zmusza osadzonych do skrajnych zachowań ze względu na fundowanie im głodówki przez ludzi z góry, którzy żyją sobie niczym w bajce, bez zmartwień w większości nie wiedząc, na co skazują swoich ludzkich braci i siostry. W sumie tutaj pojawia się główny aktor dzisiejszego wstępu, czyli platforma z żywnością. Jest ona odkupieniem niedocenianym przez praktycznie nikogo. Ludzie pustoszą szwedzki stół, dbając tylko o swoje potrzeby, które zamierzają spełniać do syta. Nie interesuje ich obecność innych pod nimi. W tej chwili istnieją tylko i wyłącznie oni wraz z chęcią najszybszego zaspokojenia głodu.

Mógłbym wymienić wiele cech, jakie wywołuje głód na ekranie, ale najważniejsza jest chyba wiadomość o tym, że z czasem spożycie ciała współwięźnia nie jest problemem. Chęć spożycia czegokolwiek napędza to miejsce do tego stopnia, że niektórzy zaczynają wierzyć w niemożliwe i starają się dokonać cudów, aby naprawić egzystencję w Dziurze i nie tylko. Zbawcy Ci chcą naprawić swój mały świat, wierząc, że to coś zmieni. Kierując się nadzieją na lepsze jutro, popadają wręcz w paranoję. Nie mając nic lepszego do roboty, tę opcję uznają za najlepszą i koniec. Nie ma innego wyjścia, trzeba zrobić to. Ściany więzienia przyćmiewają zdrowe myślenie, przez co bohaterowie uważają, że to, co robią jest moralne, ponieważ widzieli na własne oczy gorsze czyny.

Natomiast ich poczynania są już dobre ze względu na służbę większej sprawie, która po raz kolejny prowadzi wszystkich zaangażowanych do obłędu ze względu na to, że jest to szansa na polepszenie ich życia. Końcowe zrozumienie sytuacji w dosłownej pustce daje do zrozumienia protagoniście brak obecności Mesjasza w jego ciele. Dostrzega swoje błędy, a raczej zaczyna je akceptować, przez co odpuszcza sobie przekazując swojemu zbawicielowi wolną rękę, symbol wolności nie potrzebuje opiekuna ze względu na wypełnienie zadania. Droga Gorenga rozpoczyna się w jasnym, przejrzystym, zrozumiałym otoczeniu wypełnionym wątpliwymi oczywistościami kończąc w ciemnościach spowitych niepewną przyszłością i będących zakończeniem swojej trudnej wędrówki.

Dobra dusza, światłość zanika w czarnym obrazie, zdając swój test na dojrzałość w Dziurze. Niestety nie jest to raczej nic pozytywnego, ale co z tego? To jedyne wyjście. Jedyne sensowne rozwiązanie na ratunek integralnej, niewidocznej dla oka części człowieka, czyli duszy. Już tylko to pozostało do uratowania po czasie spędzonym w tak okropnym miejscu wyrwanym spod ręki prawa.

Ciekawym aspektem świata przedstawionego jest również to, że nie wiemy tak naprawdę co się w nim dzieje. Oczywiście, mamy Dziurę i inną lokację będącą odejściem od zła, ale nadal nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy są to czasy współczesne, przyszłość? Przekaz miejsc jest dosyć niewyraźny. Możemy przyjąć, że jest to zarówno przyszłość, jak i współczesność. Sugeruje to, że świat nigdy się nie zmieni. Bogate, wpływowe osobistości zawsze będą ponad tymi przeciętnymi, biednymi męczennikami. Przepaść pomiędzy tymi dwoma światami zawsze będzie istnieć, nigdy nie przysypie się jej piaskiem sprawiedliwości. Dziura jest tego doskonałym obrazem, Ci znajdujący się wyżej żyją jak królowie, nie myśląc o jutrze. Zapominają przy tym o jednym, że ktoś wyżej jest i tak bardziej wpływowy od nich, a oni nie mają nic do gadania. Na najniższych poziomach natomiast toczy się walka na śmierć i życie, kanibalizm jest codziennością, a ludzie umierają, starając się nie pogrążyć w odmętach marginesu społeczeństwa. Taki jest obraz ówczesnego świata. Nic dodać, nic ująć. To jest nasza planeta i tego nie zmienimy przynajmniej w najbliższym czasie. Twórca stara nam się pokazać wszystkie problemy świata za pomocą surowego pomieszczenia, bardzo dobrze mu to wychodzi. To nie jest zwyczajne więzienie. To życie wrzucające na siebie szaty ośrodka zamkniętego, aby nie pokazywać swojej ukrytej okrutności.

 

Podsumowując, Platforma stara się poruszać problemy społeczne, pojęcie nadziei i wychodzi jej to dobrze. Może gdyby nie niedosyt ze względu na doświadczenie, które jest bardzo neutralne w stosunku do widza, nie chcąc pokazać czegoś więcej pozostawia go bez odpowiedzi. Ten film był potrzebny, będzie aktualny przez lata, a może i do końca istnienia tej planety. Burżuazja zawsze będzie górą, nie zważając na okoliczności. Czy jesteście już po seansie Platformy? Podobało się Wam?

 

0
Would love your thoughts, please comment.x