„Tusz” Alice Broadway – recenzja książki

Po Twojej śmierci bliscy mogą zobaczyć Twoją historię. Nie jest to banalny przekaz, księga skór przedstawia znaczące momenty życia w postaci tatuaży.

Książka Tusz Alice Broadway jest debiutem pisarki. Z tego powodu nie byłam nastawiona na jakieś fajerwerki, jeśli chodzi o treść. Sam opis książki bardzo mnie zaciekawił, więc z chęcią sięgnęłam po tę pozycję.

Jeśli chodzi o sam początek mojej przygody z tym tomem, to śmiało mogę określić to jako jedno wielkie nieporozumienie. Po przeczytaniu opisu jakoś sobie ubzdurałam własną wersję fabuły, zanim w ogóle wzięłam książkę do ręki. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło, bo przed przeczytaniem jakiekolwiek innej pozycji nie robiłam czegoś takiego. Może po prostu aż za bardzo fantazjowałam, ale równie dobrze to może być wina opisu… Interpretacja dowolna.

Mianowicie: byłam święcie przekonana, że pojawianie się tatuaży jest regularne i ludzie nie mają na to wpływu. W sensie, że po jakimś zdarzeniu, które należy uwiecznić, tatuaż pojawia się z automatu. Jednak okazuje się, że po prostu należy udać się do tatuażysty, aby ten zrobił tatuaż upamiętniający dane wydarzenie. Trochę mniej fascynujące, ale to tylko moje zdanie.

Moim kolejnym problemem z tą książką był początkowy wątek wydarzeń po śmierci bohatera. Może to przez moje roztrzepanie, ale fragment poświęcony dalszych losów skór ojca głównej bohaterki, był co najmniej niezrozumiały.

Tusz opowiada historię Eleonory, której ojciec zmarł. Po pewnym czasie dziewczyna odkrywa pewną tajemnicę.

Książka przez pierwsze kilkadziesiąt stron mnie odpychała i nie miałam siły po nią znów sięgnąć. Później już było lepiej, chociaż nie przypadł mi do gustu styl pisania autorki. Mam wrażenie, że był wręcz wymuszony. Mało się dzieje, ale jest to rozpisane na kilka stron, chociaż można to skrócić do kilku treściwych zdań, ale niektóre sytuacje powinna – moim zdaniem – rozpisać bardziej.
Dziwne jest dla mnie również to, że nie ma niczego, co nie kręciłoby się wokół tatuaży. Rozumiem, że uniwersum jest im przeznaczone, no ale chyba igła tatuatorska im nie wywiezie śmieci albo nie zrobi czegokolwiek przyziemnego.

Mimo to książka w jakiś sposób mnie zachęciła do przeczytania następnych tomów. Chociaż w sumie nie wiem, czy to ta książka, czy chcę po prostu zobaczyć, czy autorka wyrobiła się w swoim stylu. No nie oszukujmy się: praktyka czyni mistrza, a Tusz był debiutancką książką, więc mogę wybaczyć wszystko.

Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o okładce! Oprawa książki jest cudowna; błyszczące elementy od razu rzucają się w oczy na półce. Wraz z opisem bardzo zachęca do sięgnięcia po tę pozycję. Tak podświadomie mówi „weź mnie, tak pięknie wyglądam”.

Książkę polecam wszystkim okładkowym srokom i osobom, które nie mają zbyt dużych wymagania dotyczących stylu pisarskiego. Tusz może nadać się na nadchodzące chłodne wieczory, które chcemy spędzić z Leorą.

Miłośniczka filmów i książek romantycznych. W wolnych chwilach zajmuję się muzyką i sztuką szeroko pojętą. Od pewnego czasu w Internecie można mnie spotkać pod pseudonimem Nudati.
0
Would love your thoughts, please comment.x