Nowy sezon „Wiedźmina” jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego. Ale jest to dostatecznie wysoki poziom?

wiedźmin sezon 3 część 2
fot. Netflix

Czas na powrót do przygód naszych ulubionych bohaterów, którzy stworzyli miłą wiedźmińską rodzinkę! Drugi sezon pozostawił gorzki posmak w ustach wielu fanów, którzy wahali się przed obejrzeniem w przyszłości kolejnych odcinków netfliksowego hitu. W trzecim sezonie obserwujemy jednak poprawę na kilku płaszczyznach, które w poprzedniej serii wypadły fatalnie, co zachęca do obejrzenia kontynuacji.

Zacznijmy od tego, że Lauren Schmidt Hissrich i Tomasz Bagiński mieli rację. Rzeczywiście w nowym sezonie Wiedźmina jest więcej scen zaczerpniętych z twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Dla sympatyków książek jest to z pewnością duży plus. Wcześniej twórcy odłożyli książki na bok i wprowadzili do serialu wiele swoich, niekoniecznie dobrych pomysłów, wchodząc w konflikt ze światem przedstawionym przez Sapkowskiego.

Nie wiem, czy scenarzyści żałują tych nieudanych wątków, ale wydaje się, że chcą o nich zapomnieć. Wątek monolitów czy Voleth Meir, która była główną antagonistką w drugim sezonie, odchodzi w zapomnienie. Imię Matki Bezśmiertnej pojawiło się bodajże tylko raz – i to w pierwszym odcinku – a nieszczęsne monolity zostały wspomniane w pojedynczym wątku dotyczącym księgi poszukiwanej przez Istredda w dwóch ostatnich odcinkach.

No dobra, jest więcej książkowych scen, ale jak one wypadły? Tutaj bywa niestety różnie i wcale nie jest tak kolorowo. Nawet gdy twórcy przenieśli – lub choćby zaczerpnęli pomysł z jakiejś książkowej sceny – to modyfikowali je według własnego uznania i ostatecznie nie wybrzmiewały one tak jak u Sapkowskiego. Kompletnie zepsuty został pomysł na listy od Yennefer, która to wysyłała je Geraltowi w pierwszym odcinku. Wiele nieudanych scen to skutek zmian, które twórcy wprowadzili w poprzednich sezonach, a które ograniczyły im w znacznym stopniu pole do popisu przy tworzeniu kontynuacji. Nie mogą tak po prostu wymazać wszystkich swoich błędów i nieścisłości, które odbiły się na charakterach czy losach postaci. Ten problem będzie się ciągnął najprawdopodobniej do końca serialu.

Podobały mi się za to momenty przeniesione na ekran w trzecim odcinku. Naprawdę bardzo przyjemnie oglądało mi się wydarzenia z Gors Velen, gdzie Cirilla wraz z Fabio Sachsem przemierzali rynek temerskiego miasta, doświadczając przy tym normalnego życia, którego tak bardzo brakuje księżniczce. Scena z kuroliszkiem — rzekomo bazyliszkiem — wypadła całkiem nieźle. Umiejętnie też wpleciono w całą historię postać Mistle.

W nowym sezonie mamy również znacznie więcej polityki w najczystszej postaci, tyle że nie jest ona jakoś specjalnie angażująca i momentami pojawiające się dialogi potrafią widza znużyć. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam politykowanie w takich serialach i „Gra o tron” jest najlepszym przykładem tego, że z niemal każdą rozmowę można zbudować w ciekawy sposób. Niestety w tym przypadku twórcy nie stanęli na wysokości zadania. Nie podobają mi się też proporcje zachowane na scenie politycznej. Oprócz Thanedd znaczna część polityki jest skupiona na dworze Redanii. A jeśli dostawaliśmy już jakieś sceny z dworu Nilfgaardu, to też miały one swoje problemy. Przykładem takiego nieporozumienia jest Emhyr opowiadający historię swojego życia losowej płatnerce, której przedtem nie widzieliśmy nawet na oczy.

Dlatego mam wrażenie, że scenarzyści rzucili się na głęboką wodę pod względem ilości wątków politycznych, które mogą wywołać ból głowy u niejednego widza. A spowodowane jest to właśnie błędami z drugiego sezonu gdzie, zamiast na spokojnie wprowadzać najważniejszych bohaterów z danego stronnictwa, to skupiano się na nieistotnych, niepotrzebnych i po prostu źle zrealizowanych wątkach, które teraz zostały zepchnięte na margines.

Jeśli już wspomniałem o Redanii, to ciężko nie zahaczyć o wątek romantyczny Radowida z Jaskrem, który już przed premierą wywołał falę krytyki. Ostatecznie nie przypadł mi do gustu, gdyż był po prostu mdły. Brakowało chemii pomiędzy bohaterami i momentu, w którym coś by między nimi zazgrzytało. Hugh Skinner (odtwórca roli Radowida) jest bardzo dobrym aktorem, ale jego gra nie odwróciła uwagi od słabej jakości dialogów. Samo zagłębienie się w tę relację i zauroczenie Jaskra, które zauważyła Vespula, nie pasuje mi do tej postaci. Co prawda bard szukał przeróżnych dziwnych romansów, ale ostatecznie pozostawały one tylko romansami i nie angażował się w nie emocjonalnie. Zobaczymy, jak dalej twórcy poprowadzą ich relację.

Aktorsko Henry Caviil, Joey Batey czy Anya Chalotra trzymają swój wysoki poziom i nie mam im nic do zarzucenia. Warto zauważyć też postęp w grze aktorskiej Freyi Allan, która wyraźnie odnalazła się w swojej roli, a także stworzyła świetny duet z Henrym Cavillem. Szkoda tylko, że będzie musiała budować na nowo serialowe porozumienie z Geraltem, którego w czwartym sezonie zagra Liam Hemsworth. Równie dobrą dynamikę możemy zaobserwować pomiędzy Jaskrem a Ciri, dla której jest takim trochę wujaszkiem, z którym może sobie pożartować i na chwilę odpocząć od walki czy nauki magii. Moment gdzie przedrzeźniają w czwartym odcinku wiedźmina i Yennefer od razu wywołuje uśmiech na twarzy. Dobrze, że humor pozostał na dobrym poziomie, bo już trochę się bałem, że będzie ograniczał się do nieśmiesznych żartów o charakterze seksualnym, które słyszeliśmy w Wiedźmin: Rodowód krwi.

Co ciekawe, sporo tych elementów, które były krytykowane w materiałach promocyjnych, rzeczywiście okazała się słaba. Mowa tu o niektórych kostiumach (m.in. memiczna bluzka H&M Yennefer), fryzurach (zwłaszcza Filippy Eilhart) czy scenografii. Inaczej sobie wyobrażałem scenerię balu w Thanedd, która w żartobliwy sposób została porównana przez widzów do Bollywood. I rzeczywiście coś w tym jest, patrząc na kostium, chociażby Yennefer czy Geralta lub wystrój sali. Takie klimaty to zupełne przeciwieństwo aury z książek czy gier.

Warto docenić twórców za to, że wprowadzili odważny sposób narracji balu w Thanedd. Zdaję sobie sprawę, że będzie miał on swoich przeciwników, głównie dlatego, że wytrąca trochę panujące napięcie, ale biorąc pod uwagę sam zamysł i koncept, to wypadł on naprawdę fajnie. Jednakże wciąż daleko było do ideału i można było poprowadzić tę narrację lepiej. Ale sam pomysł łóżkowych komentarzy, które Geralt i Yen wymieniali między sobą podczas balu wyszedł zdecydowanie na plus.

To, co można zdecydowanie zaliczyć do zalet trzeciego sezonu, to niesamowita choreografia starć Geralta z jego przeciwnikami. Jest to jeden z najlepszych elementów serialu, który niezmiennie dostarcza wiele rozrywki, ponieważ wprowadzają różnorodność i nowe efektowne pomysły. Należą się tutaj brawa dla Cavilla i Wolfganga Stegemanna odpowiedzialnego właśnie za koordynację walk. Dobrze wypada CGI potworów, choć kolorystycznie nadal praktycznie niczym się nie różnią. Z innymi efektami specjalnymi sytuacja wygląda już gorzej. Pościg Dzikiego Gonu za Ciri czy rzucane kule ognia, nie zrobiły najlepszego wrażenia.

Niestety nie zaprzestano sławetnego “teleportowania” bohaterów. Mam tu na myśli częste przemierzanie przez bohaterów dużych odległości w krótkim czasie. To wszystko wypacza budowę świata, powodując, że Kontynent wcale nie wydaje się duży. Pada też wiele różnych górnolotnych nazw lokacji, ale one mało mówią zwyczajnym widzom, którzy przecież nie znają na pamięć mapy tego świata. Brakuje podkreślenia czy naprowadzenia, gdzie dane miejsce się mniej więcej znajduje. Skąd każdy ma wiedzieć gdzie leży Ban Gleann? Nie wspomniano również ani słówkiem o Kaedwen.

Podsumowując: ci, którym podobał się serial, powinni być usatysfakcjonowani, natomiast ci, którzy mocno hejtowali hit Netliksa, to raczej swojego zdania nie zmienią, choć może będą w stanie docenić poszczególne wątki czy sceny. Nie jest to szczególnie dobry sezon, ale uważam, że można się przy nim w miarę dobrze bawić, jeśli przymknie się oko na niektóre głupotki. Widzę pewne światełko w tunelu, ale nie będę wychodził myślami w przyszłość, tylko spokojnie zaczekam na drugą część tego sezonu.

Autorem recenzji jest Bartek. 

Jestem miłośnikiem fantastyki oraz świata Pokemonów i uniwersum Marvela. W wolnych chwilach lubię oglądać mało znane produkcje, o których nikt nie słyszał.
0
Would love your thoughts, please comment.x