Wszyscy moi przyjaciele nie żyją to polska produkcja stworzona dla Netflixa. Film w reżyserii Jana Belcla to inspirowana amerykańskim kinem czarna komedia, która jednak nie każdemu przypadnie do gustu.
Impreza sylwestrowa odbywająca się w ogromnej willi kończy się tragicznie. Większość uczestników ginie w tajemniczych okolicznościach, a dwóch detektywów przybywających na miejsce zdarzenia w noworoczny poranek stara się dowiedzieć, co wydarzyło się feralnej nocy.
Punkt wyjścia nie jest przesadnie oryginalny, podobnie jak cała fabuła przedstawiona w filmie. Jednak nie o fabułę tu chodzi, lecz o całą gamę przerysowanych postaci, których działania napędzają akcję. Twórcy całymi garściami czerpią z popkulturowych schematów, nawiązując między innymi do amerykańskich komedii w stylu American Pie, filmów Quentina Tarantino, komedii pomyłek czy slasherów.
Nie jest to kino wymagające intelektualnie. Film Wszyscy moi przyjaciele nie żyją przesycony jest seksem, krwią i alkoholem. Stanowi lekką, prostą rozrywkę, która nie każdemu przypadnie do gustu. Szczególnie jeśli chodzi o humor. Osobiście lubię czarne komedie, jednak oglądając powyższą produkcję, żarty zaserwowane przez twórców kilka razy wywołały moją konsternację i wydały mi się niesmaczne. Większość jest jednak na całkiem dobrym poziomie, więc ogólnie bawiłem się nieźle.
Na uwagę zasługuje też realizacja. Sprawna praca kamery, dobór muzyki, a także ciekawe kadry i ujęcia robią naprawdę dobrą robotę. Widać, że reżyser zna się na rzeczy, mimo że to jego debiut. Film pod względem wizualnym stoi na wysokim poziomie, a poszczególne elementy pasują do siebie i współgrają z wydarzeniami dziejącymi się na ekranie. Aktorzy również spisali się nieźle, choć większość bohaterów napisana była grubą kreską, przez co wcielający się w nich aktorzy musieli odnaleźć się w przerysowanej konwencji.
Podsumowując, Wszyscy moi przyjaciele nie żyją to dobrze nakręcona czarna komedia, która znajdzie spore grono widzów. Wiele osób może odrzucić banalna fabuła i prosty, momentami prostacki i niesmaczny humor. Moim zdaniem warto jednak zapoznać się z tym obrazem, choćby po to, żeby zobaczyć, że polskich twórców stać na coś więcej niż tylko kolejne odsłony Listów do M czy taśmowo produkowanych telenowel.
Odpowiedz