Główna bohaterka zdecydowanie umie pokazać pazury, a w tym odcinku wyszło jej to lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zacznijmy jednak od sytuacji, której – powiem szczerze – się nie spodziewałam. Hope (Danielle Rose Russell) zabija wszystkich swoich najbliższych przyjaciół, kiedy ci próbują namówić ją do powrotu do człowieczeństwa. Nie pomyślałabym, że dziewczyna będzie w stanie posunąć się aż tak daleko.
Na szczęście okazuje się, że jest to tylko symulacja w dobrze znanej nam skrzynce Chambre De Chasse, w której bohaterzy mogą ćwiczyć lub tworzyć projekcje takich zdarzeń jak to. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ta scena dzieje się w prawdziwym życiu, po czym Hope przypomina sobie o wszystkim, przez co przeszła, bo to by ją zniszczyło.
Wracając do szkoły, możemy zobaczyć Lizzie (Jenny Boyd), która próbuje znaleźć rozwiązanie na powolne umieranie ojca bliźniaczek – Alarica (Matthew Davis). W końcu udaje jej się wyszukać zaklęcie, które pozwoliłoby na powrót mężczyzny, jednak wymaga to śmierci innej osoby. Dziewczyna decyduje się na użycie magii, poświęcając innego pacjenta w szpitalu.
Nie dochodzi jednak do tego, ponieważ uświadamia sobie, że zabrałaby chorego tatę innemu człowiekowi i nie może tak postąpić. W tym samym czasie do kliniki przybywa Super Squad z Josie (Kaylee Bryant) na czele, która od razu biegnie do siostry, żeby postarać się ją w jakiś sposób pocieszyć.
Bardzo zastanawia mnie końcówka odcinka. Widzimy Alarica wchodzącego do czyśćca pomiędzy światem a pokojem, do którego dalej dąży chociażby Landon (Aria Shahghasemi). Czy oznacza to, że doktor Saltzman nie żyje? Tego dowiemy się wkrótce.
Na koniec tylko dodam, że ten epizod zdecydowanie jest warty zobaczenia. Tym bardziej jeżeli lubicie Hope jako dziewczynę w końcu stawiającą na siebie (nawet bez człowieczeństwa) czy dla dość ciekawej współpracy pomiędzy dziewczyną a Ryanem Clarkiem (Nick Fink), któremu nie pozwolono tak szybko ułożyć sobie zwykłego życia.
Odpowiedz