Kiedy podskakuje lub tańczy, potrząsając płomiennymi włosami, nie można oprzeć się jej urokowi.
Podobnie kiedy chodzi z kapeluszem i zbiera pieniądze po występie lub wraz z ojcem oraz jego kompanami uciekają policjantom. Rezolutna, samodzielna i mocno nieokrzesana ośmiolatka – Dynia, jak ją nazywają poufale bliscy. Bardzo dotknięta przez życie bohaterka filmu fabularnego Skrzypce mojego ojca emitowanego przez platformę Netflix.
To kolejne cudowne dziecko z darem przemieniania życia dorosłych, które spotkałam w tureckiej produkcji. Po dwóch Kaanach (z seriali Intersection i Wspaniała dwójka) tym razem dziewczynka Ozlem zadziwia inteligencją, stanowczością i dojrzałością. Każde z tych dzieci zmienia ludzi wokół siebie, pozwala im poukładać sobie życie, pogodzić się ze swoimi błędami i słabościami, trudnymi emocjami, bólem – czego by on nie dotyczył. W każdym z przywołanych tytułów historia jest inna, problemy są inne, nawet gatunki filmowe odsyłają do różnych konwencji, ale urok dziecięcych bohaterów, ich mądre role, dobrze napisane kwestie i rewelacyjna gra małych aktorów pozostają bez zmian.
Zadziwiało mnie, odkąd oglądam tureckie produkcje, z jaką atencją traktuje się w nich dzieci, jak są ważne, jak świat może się wokół nich kręcić. A jeśli spotyka je krzywda, to nigdy nie ma wątpliwości, że jej sprawca jest po złej stronie świata. I będzie musiał za to zapłacić. Opieka nad małym człowiekiem, szacunek do jego zdania, liczenie się z jego emocjami, poczucie odpowiedzialności za niego – stają się ważnym punktem odniesienia decyzji dorosłych bohaterów. Tylko w filmie? Może, ale działa jako bardzo pozytywny wzorzec. I mocno zakorzeniony w kulturze, żeby nie wspomnieć Małego Księcia czy bohaterki Tajemniczego ogrodu. Takie zwierciadło, które pozwala się w sobie przejrzeć dorosłym, zobaczyć paskudny nieraz obraz i zmusza do tego, by zacząć coś z nim robić…
I co mnie jeszcze ujęło w Skrzypcach mojego ojca – o bohaterkę oprócz brata jej ojca troszczy się trzech jego przyjaciół, w sumie to oni zaczynają walczyć, by nie trafiła do sierocińca, kiedy zostaje sama – i ani przez chwilę nie mamy wrażenia, że za ich zainteresowaniem ukrywa się coś podejrzanego, groźnego dla dziewczynki. Czyste intencje, autentyczna przyjaźń i wspólne przeżycia. Brzmi naiwnie, mało prawdopodobnie? Może, ale taka jest ta opowieść. Dość przewidywalna, jeśli chodzi o rozwój intrygi, za to ładnie, ciepło i z humorem opowiedziana. Taki balsam na samotność, lęk, głęboko skrywany ból i tłumienie emocji. Przynosi ukojenie. Wystarczy, że Dynia pojawi się ze swoimi skrzypcami. I zabrzmi muzyka, której tu wiele i która, jako ważny symbol, otwiera drogę w świat bohaterów – albo radosny, spontaniczny, pełen śmiechu i zgrywy, albo pusty, ciemny, zablokowany cierpieniem.
Niech zabrzmią więc śmiech i muzyka, niech uwolnią się emocje…
Odpowiedz