Powrót do dzieciństwa – recenzja komiksu “Alicja w Krainie Czarów”

Niektóre bajki nie starzeją się wcale, z kolei inne potrzebują opowiedzenia na nowo, by wpasować się w obecne realia. Jak to wygląda u Alicji?

Historia o Krainie Czarów i pięcioletniej dziewczynce, która nagle tam wpada, jest znana od wielu lat. Adaptacje Disneya zdobyły niemałe grono fanów, zarówno jako animacja z 1951 roku, jak i późniejsze filmy aktorskie w reżyserii Tima Burtona i Jamesa Bobina – kolejno lata 2010 i 2016. Powstał też twór książkowy w 2004 roku, na podstawie animacji, w mojej opinii gorszy niż niejedno streszczenie. A jak odbieram komiks?

Na początek wita nas mały, acz znaczący dodatek – Galeria Postaci. Pozwala nam się zaznajomić z bohaterami fabuły jeszcze przed rozpoczęciem akcji. Trafne opisy, także wytykające wady postaci, urocza czcionka i dodane ilustracje powodują, że powoli wchodzimy do Krainy Czarów. Trochę szkoda, że dzięki temu można się domyślić niektórych zwrotów akcji – mam tu oczywiście na myśli czytelników, którzy dopiero pierwszy raz stykają się z tą historią.

Autorzy oddali fabułę animacji dość wiernie. Na około 40 stronach na spokojnie udało się rozpisać historię małej Alicji. Wszystko na dłuższą metę wydaje się logicznie prowadzoną opowieścią. Niestety nie obyło się bez kilku zgrzytów. Może zabrzmieć jak czepianie się, ale ani razu Kapelusznik nie zaproponował blondwłosej herbaty! Pod koniec trochę się zdziwiłam, gdy nasza bohaterka się budzi, jej siostra pyta, czego się nauczyła, a ona zaczyna recytować wierszyk o krokodylu. Później mówi, że “Pan Gąsienica powiedział…” – problem tkwi w tym, że w komiksie nie ma sceny, o której ona opowiada.

Bardzo ciężko było mi się wczuć w opowieść, gdy zobaczyłam zupełnie inne przełożenie niektórych tekstów, zarówno mówionych, jak i piosenek. Nie wiem, z czego to wynika, czy z tłumaczenia, czy z oryginalnego tekstu, nie chcę nikogo obarczać winą. Też wiem, że oddanie animacji w komiksowych dymkach nie jest możliwe w stu procentach. Po prostu byłoby miło zobaczyć więcej tekstu zgodnego z pierwotnym tłumaczeniem, na przykład podczas pierwszych scen z białym królikiem. 

Z kolei muszę pochwalić sposób, w jaki przystosowano niektóre sceny pod młodszych czytelników. Gdy pierwszy raz, w wieku pięciu lub sześciu lat oglądałam Alicję w Krainie Czarów, bardzo bałam się momentów, w których Królowa Kierów skazywała karty, a później główną bohaterkę na ścięcie. Cieszę się, że zostało to zmienione, długie lata gdzieś w głowie miałam “ŚCIĄĆ JEJ GŁOWĘ!”. Oczywiście jest to podprogowo pokazane, gdy Trójka mówi o “karze” dziewczyna łapie się za gardło. Zmianę na karę więzienia uważam za dobre posunięcie.

Ilustracje bardzo mi się podobają. Nie przekombinowane, utrzymane w duchu pierwowzoru. Są także ślicznie cieniowane. Uwielbiam mimikę postaci, wybuchłam śmiechem, widząc moment, w którym Biały Królik myli Alicję z Marianną. Odpowiednio nadana dynamika rysunków, połączona z typowymi, komiksowymi opisami, tworzy dobrą całość. Miło patrzy się także na dodatek Wspomnienia, gdzie znajdziemy kilka obrazków z ważniejszych momentów opowieści.

Adaptacją oryginalnego scenariusza zajął się Francois Corteggiani, na język polski przełożył Mateusz Lis. Za rysunki odpowiadali Sara Storino i Andrea Nicolucci. Komiks ukazał się nakładem wydawnictwa Egmont, któremu dziękuję za wysłanie egzemplarza do recenzji.

Mam mieszane uczucia, komiks ma zarówno plusy, jak i minusy. W moim przypadku nie wiem, co przeważa. Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko jest to doskonała pozycja do rozpoczęcia swojej przygody w Krainie Czarów.

0
Would love your thoughts, please comment.x