„The Falcon and the Winter Soldier” – recenzja drugiego odcinka

Problemy na tle rasowym, psychoanaliza bohaterów, emocje wylewające się z ekranu. Czy The Falcon and the Winter Soldier jest w stanie zmienić MCU, jakie znamy?

Wydarzenia z pierwszego odcinka z pewnością zadowoliły wszystkich tych, którym brakowało typowego kina akcji, tak charakterystycznego dla Studia Marvel. Jak jednak ma się sytuacja z drugim z nich? Czy to nadal MCU, jakie poznaliśmy i kochamy?

Poprzedni epizod wprowadził do Uniwersum nową organizację, nowego super złoczyńcę, tylko w liczbie mnogiej. Flag Smashers mają na celu zjednoczyć cały świat w jeden naród. Nie brakowało nam przy tym momentów kontrowersji, jak chociażby oddanie tarczy Kapitana Ameryki przez Falcona czy uniewinnienie i terapia Bucky’ego. Ba, jak można mówić o jakimkolwiek dysonansie, nie wspominając o scenie końcowej! Coś, co podzieliło fanów serialu, czyli pojawienie się nowego, a raczej „odnowionego”, bohatera – Kapitana Ameryki. 

Odcinek, który zapoczątkował serial, zapowiadał się jak dobry film ze zbliżającą się drugą częścią. To, co zadziało się jednak w piątek na platformie Disney+, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. 

 

[Uwaga, dalsza część może zawierać spoilery]

 

Większość historii skupia się na nowo poznanej postaci. John Walker, bo o nim właśnie mowa, to zasłużony żołnierz odznaczony trzema Medalami Honoru, były lider drużyny bejsbolowej. Jednak pewnego dnia jego ścieżka życiowa diametralnie się zmieniła. Może nie o 180 stopni, ponieważ tytuł Kapitana został mu ten sam, tylko że już nie dotyczył agresywnego sportu, a Ameryki. 

Po zaprezentowaniu w telewizji nowego bohatera, Bucky postanawia spotkać się z Samem Wilsonem oraz skrytykować jego decyzję o oddaniu rządowi tarczy Steve’a Rogersa. Falcon zbywa go jednak sprawami „Wielkiej Trójki” i rusza do Monachium, gdzie udało mu się namierzyć członków organizacji Flag Smashers. Buckynie pozostawia go samemu sobie i odlatuje razem z nim.

Gdy bohaterowie wpadają w zastawioną na nich pułapkę, na ratunek przybywa nikt inny jak sam Kapitan Ameryka. Nie, niestety nie ten. John Walker wraz ze swoim pomocnikiem widowiskowo wyskakują z helikopterów, aby pomóc dwóm protagonistom. Falcon i Bucky odrzucają jednak wyciągniętą do nich pomocną dłoń i postanawiają działać samodzielnie. Po tych wydarzeniach Zimowy Żołnierz aka Biały Wilk usiłuje spotkać się i porozmawiać z pewnym człowiekiem – czarnoskórym Super Soldier. Sam Wilson zirytowany jest tym, że nigdy mu o nim nie powiedział. 

Moment ich dyskusji przerywa aresztowanie Bucky’ego za niestawienie się na sesję terapeutyczną. Doktor Raynor zaprasza ich obu na terapię, gdzie ma miejsce intensywna wymiana spojrzeń i pełne żalu słowa. Scena, których brakło w poprzednich produkcjach MCU. Moment głębi relacji dwóch postaci. Cisza mówiąca więcej niż tysiąc słów. Chwila, która chwyta za gardło. Czy wypełnione tym WandaVision oraz sceny w The Falcon and the Winter Soldier mają szansę wprowadzić stałą zmianę w filmach Marvel Studios? Portret psychologiczny bohaterów wreszcie zaczyna się kształtować, a twórcy raczyli przeznaczyć mu więcej czasu niż tylko na cieknącą po policzku, pojedynczą łzę. 

Odcinek ten, podobnie jak poprzedni, jest dużo bardziej skupiony na przyziemnych problemach niż poprzednie filmy Marvel Cinematic Universe. Sytuacja ze zdolnością kredytową rodziny Sama, dyskryminacja na tle rasowym i uprzedzone zachowania amerykańskiej policji tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że MCU stara się być coraz bliższe odbiorcy poprzez poruszanie społecznych i powszechnych, pospolitych spraw. 

Mówiąc o problemach i kwestiach moralnych, nie sposób pominąć końcowej sceny epizodu. Bucky proponuje Wilsonowi spotkanie z jednym z byłych pracowników HYDRY. Człowiekiem, który pracował z projektem Super Soldier i zna Sybir jak nikt inny. Morderca, terrorysta, którym targała żądza zemsty za stratę rodziny w Sokovii. Czarny charakter przedstawiony w filmie Capitan America: Civil War. Helmut Zemo, siedzący aktualnie w więzieniu, będzie musiał stanąć twarzą w twarz z bohaterami, których wcześniej tak poróżnił. 

Teraz, gdy nie odczuwa już takiej chęci odwetu, nie posiada żadnego motywu, aby odmówić pomocy Falconowi i Bucky’emu. Choć z drugiej strony nie ma również większych korzyści ze współpracy z bohaterami.

Kim okaże się Zemo dla serialu? Superbohaterem czy super złoczyńcą? Oczekujcie kolejnych recenzji. 

0
Would love your thoughts, please comment.x