Myślę, że bez zająknięcia można powiedzieć o powstaniu nowej ery po obejrzeniu tego odcinka. Cieszy to pewnie nie tylko mnie.
Trzeba przyznać, że ten epizod jako planowany start czwartego sezonu serialu był naprawdę mocny. Zarówno patrząc na sceny głównej bohaterki, jak i te niestety nieco smutniejsze, które miały miejsce w życiu bliźniaczek.
Zaczynamy od informacji szeryfa w sprawie Alarica Saltzmana (Matthew Davis). Po tym, jak dowiedział się, że ma do czynienia z jedną z jego córek – Lizzie (Jenny Boyd), raczej nie ma zbyt dobrych wieści. Z nowiną od razu biegnie do Josie (Kaylee Bryant). Obie po chwili zbierają się w pośpiechu do szpitala, by tam zobaczyć, co dokładnie dzieje się z ich tatą.
Jeśli chodzi o Hope (Danielle Rose Russell), sytuacja ma się kompletnie inaczej. Wiemy, iż to właśnie ona, po wyłączeniu swoich uczuć, potraktowała tak Alarica. Z jednej strony przyznam, że było mi szkoda bliźniaczek, ale z drugiej to on blokował dostęp do tego, na co czekaliśmy zarówno my, jak i sama bohaterka – stania się najsilniejszą postacią w całym nadprzyrodzonym świecie.
W tym epizodzie z wizytą przyjechał ktoś, kogo możemy znać z The Originals. Swoją siostrzenicę odwiedziła Rebekah Mikaelson (Claire Holt)! To ona starała się zadziałać na Hope na różne sposoby. Zaczynając od zwykłej pogawędki, przechodząc do zasztyletowania jej na jakiś czas. Jak widzimy, na trybrydy to nie działa. Jednak wydaje mi się, że człowieczeństwo dziewczyny wróci już w najbliższych tygodniach.
Na koniec muszę powiedzieć, że Hope w tej odsłonie zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż ta, która tylko ratuje szkołę. Cieszę się, że właśnie w taki sposób możemy jeszcze bardziej wniknąć w jej osobę. Oczywiście odcinek jak najbardziej godny polecenia dla każdego, kto chociaż w małym stopniu zatęsknił za mroczniejszym klimatem The Originals.
Odpowiedz