Ania, nie Anna S03E08 – Recenzja przed-przedostatniego odcinka! [Uwaga Spoilery]

Kolejny tydzień, kolejny odcinek! Zapraszam Was serdecznie do przeczytania mojej recenzji ósmej odsłony sezonu trzeciego „Ani, nie Anny”. Działo się dużo… Zaczynajmy! Rozpoczynamy od wątku Ka’kwet… Przyznam, że bardzo się ucieszyłam, że mieliśmy szansę ją w końcu zobaczyć. Już na pierwszy rzut oka było widać, że szkoła jest totalnie złym pomysłem, ludzie, którzy tam pracowali, nie powinni tam być. W ostatnich odcinkach nie mieliśmy przytoczonej historii Ka’kwet, a teraz widzimy ją uciekającą do domu… Nie dziwię się absolutnie. Bardzo się cieszę, że jej intuicja i spryt pozwoliły na zaplanowanie ucieczki. Scena, gdzie wpada w objęcia matki, sprawiła, że się wzruszyłam. To chyba jedyne miejsce, gdzie ta mała dziewczynka mogła czuć się bezpiecznie. Po tak długim czasie rozłąki w końcu może być sobą, w końcu trafiła do miejsca, gdzie jest kochana i szanowana. Mimo wszystko w szkole zostały jeszcze inne dzieci… Jestem ciekawa, jak potoczy się dalej ich historia, bo wątek szkoły dla rdzennych mieszkańców Kanady na pewno nie jest jeszcze zamknięty… W każdym razie za postać naszej Ka’kwet stawiam piątkę, naprawdę zyskała moją sympatię!

Drugi wątek, czyli również szkoła, ale ta w Avonela… Właściwie możemy mówić o niej już w czasie przeszłym, ponieważ niestety została ona spalona. Umyślnie, nieumyślnie? Można się domyślać i tworzyć na ten temat teorię, ale faktem jest, że to miejsce jest już swego rodzaju przeszłością. Było mi bardzo przykro, kiedy zobaczyłam Anię, Pannę Stacey oraz innych uczniów przy pozostałościach po tym budynku. W końcu narodziło się tu tyle przyjaźni, miłości, wydarzyło się tyle pięknych chwil… Ból musiał być ogromny, zarówno dla bohaterów, jak i dla widzów. Bardzo spodobały mi się słowa nauczycielki, która stwierdziła, że nie jest to wina akcji, którą zorganizowali, a „małych umysłów”, które nie potrafią otworzyć się na to, co nowe. Moim zdaniem w niektórych sytuacjach te słowa są wciąż bardzo aktualne. Jedyne co Ania i spółka mogli teraz zrobić to przygotować się jak najlepiej do egzaminów wstępnych na Queens. Bardzo czekałam na ten moment i cieszę się, że twórcy nie „wycięli” go w serialu. W końcu było to ważne wydarzenie w życiu uczniów. Scena przed rozpoczęciem testu była naprawdę świetna! Cały czas się uśmiechałam. Jedna powtarza, drugi nie może oddychać, trzeci ma pewne problemy żołądkowe… No w końcu egzaminy dla większości z nas wiążą się ze stresem, czyż nie?


No a co po egzaminach? Oczywiście świętowanie! Tutaj byłam troszkę zaskoczona, że nasi bohaterowie pili…alkohol. Czy ja wierzę w wiarygodność tej sceny? Sama nie wiem… Oczywiście nie twierdzę, że w tamtych czasach takie zjawiska się nie pojawiały, ale jeśli spojrzymy w przyszłość odcinka, możemy zobaczyć, że ten fakt miał istotne znaczenie! Śpiewy, zabawa, udawanie pirata przez Anię i powszechna radość. Wszystko świetnie i wspaniale, ale nagle do akcji wkracza Gilbert…i tutaj wszystko się zaczyna. Czy ucieszyłam się, kiedy go zobaczyłam? Oczywiście! Nie spodziewałam się jednak, że cała scena pójdzie w takim kierunku… Widzimy chłopaka, który obserwuje tańczącą Anię, a później pyta, czy może z nią porozmawiać. No i zaczynamy. Nie ma co się oszukiwać, nasz bohaterka była pod wpływem alkoholu. Może małym, ale jednak. Jej umysł nie pracował na takich obrotach jak zawsze. Tymczasem Gilbert postanawia jej się zwierzyć i jako tako wyznać miłość. W fandomie pojawił się ,można powiedzieć lekki bunt w stosunku do tej postaci, bo czy tak trudno było zauważyć, że Ania nie jest chwilowo w 100% sobą? Sama powiedziała ciotce Józefinie (której obecność sprawiła mi ogromną radość!) , że nie pamięta dokładnie jakie słowa padły w tej rozmowie. Koleżanki rudowłosej dziewczynki przerwały tę scenę i właściwie możemy się tylko domyślać, jakby się to dalej potoczyło. Gilbert odszedł, a Ania została sama ze swoim bałaganem myśli. To, co mnie bardzo zdenerwowało, to fakt, że chłopak od razu założył, że Ania odpowiedziała „nie, nie ma dla nas szans”. Właściwie nie miała szansy się wypowiedzieć, a on zinterpretował to, jak chciał. Popieram w tej sytuacji Basha, który pytał swojego przyjaciela, czy aby na pewno jest przekonany, że chce oświadczyć się Winnie.

Swoją drogą Sebastian w tej scenie był świetny, a jego taniec radości wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech! Jak można go nie kochać? Wydaje się, że teraz wszyscy myślą o związku Ani i Gilberta jako o straconym. Jest jednak mały szczegół… Kiedy Panna Stacey zorganizowała zajęcia w swoim domu, nasza bohaterka pożyczyła przyjacielowi długopis…który finalnie do niej nie wrócił. Według wielu fanów może mieć on jakieś duże znaczenie w kolejnych odcinkach i ja również nieśmiało skłaniam się do tej teorii… Jak będzie, zobaczymy! Jedno w każdym razie jest pewne- dzieje się!
Chciałabym się także krótko odnieść to wątku Winnie i Gilberta. Ta bohaterka jest z pewnością urocza, jej rodzice mają wiele do zaoferowania, ale mam wrażenie, że między tą dwójką nie ma żadnej chemii. Chłopak może widzieć tutaj przyszłość, ale czy miłość? Myślę, że w krotce sam się przekona, jak jest naprawdę i przypomni sobie słowa Mary, czyli „bądź pewny, że poślubisz dziewczynę tylko z miłości”. Bardzo prawdziwe…

Na koniec odniosę się do bardziej pobocznych wątków: po pierwsze mama Basha. Wygląda na naprawdę sympatyczną kobietę, ale niestety przez swoją pracę jest bardzo wystraszona i wycofana… Mam nadzieję, że wkrótce zrozumie, że nie jest wcale gorsza, a biali ludzie nie zrobią jej krzywdy. Widać, że bardzo kocha swojego syna i chce dla niego jak najlepiej. Bardzo się cieszę, że przyjechała pomóc przy Delphine! To bardzo kochane z jej strony. Diana i Jerry… W tym odcinku mieli jedną wspólną scenę, ale zachowanie dziewczyny rozerwało mi serce. Nie podejrzewałabym jej o coś takiego, ale widać, że późniejsza rozmowa z Minnie May otworzyła jej oczy. Cieszę się, że pogodziła się z Anią, w końcu ta przyjaźń jest bardzo silna! Ze swoją sympatią też na pewno w końcu dojdzie do porozumienia…a w każdym razie taką mam nadzieję. Maryla i Małgorzata w radzie miasta… Wow! Plan był świetny, podoba mi się, że teraz to „kobieca ręka” przejęła stery. Może w końcu ci mężczyźni odnajdą wspólny język z płcią przeciwną i razem zrobią coś dobrego. Kradzież maszyny i spalenie szkoły jest niewybaczalne, ale miejmy nadzieję, że w jakiś sposób odpracują to, co zrobili!

Dzisiaj trochę długo, ale odcinek był naprawdę bogaty! Dziękuję bardzo za przeczytanie recenzji i zachęcam do dalszego śledzenia moich recenzji! Napiszcie w komentarzach, jakie są wasze przemyślenia!

Autorka: Aga Bagińska

Jestem miłośnikiem fantastyki oraz świata Pokemonów i uniwersum Marvela. W wolnych chwilach lubię oglądać mało znane produkcje, o których nikt nie słyszał.
0
Would love your thoughts, please comment.x