Minus 100 stopni to relacja z pierwszej udanej próby zdobycia McKinley (obecnie ten szczyt nazywany jest Denali) zimą. Książka, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne uznawana jest za klasyk literatury górskiej
Losy wyprawy opowiadane są z perspektywy jednego z jej uczestników – Arta Davidsona. W tekst są także wplecione zapiski jego towarzyszy. Dzięki temu od początku znamy ambicje i motywacje wszystkich bohaterów. Razem z nimi przygotowujemy się do wyprawy oraz pokonujemy jej kolejne etapy.
Co sprawia, że historia tych zimowych śmiałków ma aż takie znaczenie w kanonie górskiej literatury? W mojej opinii jest to uczciwość z jaką ta historia została przez nich opowiedziana. Nie ma tutaj patetycznych opowieści o bohaterstwie czy truizmów o pokonywaniu słabości. Jest przerażenie po śmierci bohatera, opryskliwość wywołana skrajnym zmęczeniem, a lojalność mieszająca się z egoizmem przypomina sinusoidę.
Jeśli musisz pytać, dlaczego ludzie się wspinają, na pewno nie zrozumiesz odpowiedzi.
~George Mallory
Wciąż jednak mamy w tej książce pamiętnik z wielkiej przygody, która na zawsze zmieniła życie ośmiu uczestników. Przytoczony wyżej cytat przypomniał mi się tuż po zakończonej lekturze. Art Davidson, ani żaden z jego towarzyszy, nie próbuje tłumaczyć swojej pasji ani tego co zaprowadziło go na najwyższą górę Ameryki. Jednak w niezwykle szczery sposób dowiadujemy się od nich co myśleli i jakie były ich odczucia. Jak wyglądały noclegi w lodowej grocie przy szalejącej wokół burzy, co czuje się, gdy czeka się w obozie na powrót kompanów, którzy wyruszyli na atak szczytowy. Czuć każdy krok, każdy ból odmrożonej kończyny i każdy dreszcz, gdy coś szło nie po myśli wspinaczy. Właśnie te cechy tworzą z Minus 100 stopni historię prawdziwą, a zarazem pasjonującą.
Książkę czyta się niezwykle szybko, niemalże jednym tchem. Napisana jest prostym językiem, nasunęła mi skojarzenia z drewnianym schroniskiem w górach, gdzie amatorzy górskich szczytów, wysłuchują opowieści starszych wspinaczy. U mnie, wielbicielki gór (choć zdecydowanie wolę letnie wędrówki) obudziła nostalgię. Choć o warunkach z jakimi musieli zmagać się zdobywcy McKinley zdecydowanie wolę czytać ,mając pod ręką koc i kubek ciepłej herbaty. Lekturę z pełnym przekonaniem polecam wszystkim wielbicielom literatury podróżniczej, szczególnie górskiej oraz eksploratorom górskich szlaków.
Odpowiedz