Uniwersum Gwiezdnych Wojen ciągle się rozwija i nie daje odpocząć swoim fanom. Premiera kolejnego tomu z przygodami niesamowitej Doktor Aphry, przynosi ze sobą nowy crossover!
W co tym razem wpakuje się Aphra?
Jak prezentuje crossover?
Na początku towarzyszymy głównej bohaterce i Luke’owi Skywalkerowi w podróży na Sason. Archeolożka wywęszyła nie tylko pieniądze, ale i źródło Mocy dla Jedi. To nie tak, że postanowiła bezinteresownie pomóc Luke’owi (którego swoją drogą wcześniej zamknęła w skrzyni). Dziewczyna ma nadzieję, iż chłopak zapewni jej ochronę przed Darthem Vaderem. Podczas eksploracji świątyni natrafiają na straszną istotę zwaną Pożeraczem Planet lub Gwiezdnym Dziwadłem (Starweird). Czy Jedi odzyska kontrolę nad swoimi niezwykłymi umiejętnościami?
Dosyć skomplikowana relacja młodego Skywalkera i Aphry okazuje się dosyć interesująca. Ciekawie śledzi się dialogi między dwójką osób o tak skrajnych charakterach. Luke jest po prostu zbyt miłym chłopcem, żeby dorównać archeolożce. A przynajmniej ona tak sądzi.
Dalsza fabuła komiksu opowiada o crossoverze. Droidy zaczęły mordować żywe istoty. Cóż, błędy w oprogramowaniu często się zdarzają. Problem w tym, że roboty nie posiadając źródła zasilania, były w stanie atakować. Ponadto zaczął się rozprzestrzeniać dziwny wirus… Krótko mówiąc, koszmar Doktor Aphry powrócił ze zdwojoną siłą.
Standardowo, do głównej bohaterki nie mogę się przyczepić.
Potrafi zaskakiwać nas na każdym kroku. Jakimś cudem śmierć jej nie dosięga, czego nie można powiedzieć o uczuciach wyższych, takich jak: miłość i poświęcenie. Mimo to dziewczyna potrafi zachować swój zadziorny i dość kłopotliwy charakter.
Just Lucky to również jedna z moich ulubionych postaci. Pomaga Aphrze, dopóki nie zrobi się gorąco. Chłopak również dba o swoich bliskich i pojawia się, gdy jest potrzebny. Widać, że to bohater drugoplanowy, jednak świetnie sprawdza się w swojej roli.
Sana Starros od początku nie zbyt przypadła mi do gustu. Ma trochę mdły charakter, jednak uważam, że jest świetną przeciwwagą dla Aphry.
Domina Tagge pokazała się z tej dobrej strony. W Mrocznych Droidach oprócz rządzącej twardą ręką dziedziczki zobaczymy także kobietę, będącą w stanie poświęcić siebie w wyższym celu (choć to pojęcie względne).
Podoba mi się motyw szalonych robotów próbujących przejąć władzę nad światem. Jednak mam nadzieję, że zostanie on wykorzystany w pełni, bo łatwo tutaj o oklepaną historię rodem z Terminatora.
Komiks czytało mi się naprawdę dobrze.
Mimo tego, że jego objętość jest większa niż poprzednich tomów, historia mnie zaciekawiła i bez problemu wciągnęła w świat Gwiezdnych Wojen.
Autorką scenariusza jest jak zwykle niezawodna Alyssa Wong. Za rysunki natomiast odpowiadają Minkyu Jung i Jethro Morales. Do ilustracji nie mam żadnych zastrzeżeń. Na końcu standardowo mamy propozycje okładek, które nie zostały wykorzystane.
Uważam, że Doktor Aphra: Mroczne Droidy to warty polecenia komiks. Kto nie jest na bieżąco z serią o pani archeolog, powinien jak najszybciej ją nadrobić. Jak wygląda walka z robotami w innej części galaktyki? Tego też już niedługo się dowiecie.
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za egzemplarz do recenzji.
Odpowiedz