Gwiezdne Wojny dla kobiet — recenzja książki „Star Wars. Cień Królowej”

Padmé Amidala nie jest już dłużej królową Naboo. Na prośbę nowej władczyni obejmuje jednak urząd senatorski na Coruscant. Chęć niesienia pomocy oraz pamięć o pewnym wyjątkowym chłopcu rodzi w jej głowie pomysł. Rzucona w wir ciężkiej pracy oraz niepewna nowej roli, posyła swoją sobowtórkę z misją odnalezienia Shmi Skywalker.

Star Wars. Cień Królowej autorstwa E.K. Johnston to pierwszy tom zapowiedzianej trylogii poświęconej Padmé Amidali, czyli jak dotąd postaci drugoplanowej. Akcja książki osadzona jest między Mrocznym Widmem a Atakiem Klonów.

Trudno jest mi ocenić tę powieść, gdyż z pewnego punktu widzenia jest ona niezwykle ważna. Uzupełnia bowiem wątki znane z trylogii George’a Lucasa. Nigdy nie przepadałam za Padmé, ale uczynienie jej główną postacią pozwala nam spojrzeć na nią inaczej. Książka sprawia, że zaczynamy rozumieć powód, dla którego Bail i Breha Organa w ogóle zdecydowali się adoptować jej córkę. Daje nam również szansę na wgląd w życie i kulturę mieszkańców Naboo, w tym dwórek.

Autorka stara się jak może, by odpowiedzieć nam na nurtujące pytania. Podejrzewam, że swego czasu wszyscy zastanawialiśmy się, dlaczego nikt nie zainteresował się Shmi Skywalker — matką zbawiciela tego świata. Johnston daje nam do zrozumienia, że misja wyzwolenia niewolników z Tatooine była jednym z priorytetów senator Amidali.

Istnieje jednak druga strona medalu. Sięgając po Cień Królowej musicie być przygotowani na sporą dozę polityki, elementu, który pozbawił prequele baśniowej natury Gwiezdnych Wojen. Osobiście twierdzę, że jak najbardziej można w tym świecie stworzyć ciekawą opowieść oderwaną od mitu rycerzy posługujących się Mocą. Przykładem tego jest serialowy Andor, jednak dobry warsztat pisarski to warunek, jaki trzeba spełnić, by taka koncepcja w ogóle zadziałała. Powieść E.K. Johnston jest pod tym względem nierówna. Wątek polityczny wypada co prawda lepiej niż w Mrocznym Widmie, czy Ataku Klonów, ale niektóre aspekty nadal zawodzą. Część postaci wydaje się papierowa, dialogi niekiedy wyjęte żywcem ze znienawidzonej przeze mnie prequelowej trylogii, a pewne rozwiązania ostatecznie zbyt proste.

Dodam, że chociaż pewne wydarzenia są dość istotne, nie zmienia to faktu, że w czasie czytania czułam monotonię. Przede wszystkim zabrakło mi tutaj jakiejś szerszej intrygi, czy zwrotu akcji, które uczyniłyby tę historię bardziej wyrazistą i ciekawszą. W zamian otrzymałam romans dalszoplanowych postaci, który nic nie wnosi, czy opis każdej jednorazowej zmiany kreacji, tudzież makijażu przez bohaterki książki.

Podsumowując, nie uważam, by Cień Królowej był złym tworem literackim, jeśli chodzi o uniwersum Gwiezdnych Wojen. Książka ostatecznie daje radę, aczkolwiek zaryzykuję stwierdzenie, iż jest przeznaczona raczej dla kobiet. Nie zrozumcie mnie źle, nie zamierzam nikogo wrzucać do jednego worka. Po prostu wątpię, że byłaby w stanie zainteresować mężczyzn, a co dopiero chłopców. Możecie jednak po nią sięgnąć, jeśli lubicie prequele, bądź główną postać.

Dziękuję wydawnictwu Olesiejuk za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Na codzień opiekunka ekspozycji w MAiE. W wolnej chwili czyta książki, ogląda filmy, gra na playstation, pije kawę. Fanka Marvela, Gwiezdnych Wojen i twenty øne piløts |-/
0
Would love your thoughts, please comment.x