Jan Englert w wywiadzie-rzece z Kamilą Drecką dokonuje wiwisekcji swojego życia artystycznego i prywatnego. 78-letni aktor zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi. W zapowiedzi książki podkreślił, że jest to dla niego rodzaj publicznej spowiedzi.
Na scenie i ekranie Jan Englert jest obecny już od lat 50. ubiegłego wieku. Gra, reżyseruje, uczy młodych adeptów sztuki, kieruje warszawskim Teatrem Narodowym. W Bez oklasków wspomina swoje życie i karierę z dystansem do siebie i rozwagą. Rozmowę przeplatają fragmenty tekstów, które sam o sobie napisał. Żeby było ciekawiej, przyjmuje w nich narrację trzecioosobową. O sztuce aktorskiej Englert opowiada bez zbędnego zadęcia, natomiast z czułością wypowiada się o roli nauczyciela w szkole teatralnej. Nie brakuje tu historii prywatnych, rodzinnych, jednak najwięcej mówi się tu o scenie, planach filmowych, reżyserach i tak dalej. Englert i Drecka pozwalają sobie też na dygresje dotyczące aktualnej sytuacji społecznej.
Publikacje z tego gatunku czytam przede wszystkim po to, by na ich kartach spotkać się z człowiekiem. W przypadku Jana Englerta to spotkanie przede wszystkim z aktorem, artystą, nauczycielem. O człowieku jest mniej, czasem trochę za mało. Nie ma tu też podziału na tematy, okresy czasu. Poszczególne wątki przeplatają się ze sobą, urywają się, wracają. W książce jest to znacznie bardziej rażące niż w przypadku wywiadu w formie podcastu/filmu. Wstawek z tekstów pisanych przez Englerta jest dość dużo, momentami wybijają z rytmu, niektóre ma się ochotę pominąć.
Osobowość Jana Englerta jest intrygująca. Opowiada on o sobie z klasą, choć odniosłam wrażenie, że jest maksymalistą. O swojej prywatności nie zdradził zbyt wiele, jednak o ludziach, którzy przez lata byli dla niego ważni, mówi dużo i z namaszczeniem. Kamila Drecka pozwala swojemu rozmówcy zdominować ich dialog, co czyni z Bez oklasków szczerą opowieść Englerta o sobie samym.
Odpowiedz