Już dawno żadnej książki nie podtykano mi pod nos tak jak tej. Co więcej, jej autorka była obecna na tegorocznym Pyrkonie. Czy ta pozycja zasłużyła na taki rozgłos?
Tekst Łady Łuziny przełożyła Gabriela Sitkiewicz, a redakcją i korektą zajęli się Marek Stankiewicz oraz Joanna Rozmus. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Insignis.
Historia toczy się we współczesnym Kijowie. Poznajemy trzy bohaterki: nieśmiałą i oczytaną studentkę historii Maszę; piosenkarkę, aktorkę (i pewnie jeszcze kilka innych ról), żyjącą jakby jutra miało nie być Daszę oraz Katię – bizneswoman, opryskliwą, i samotną, ale za to z sukcesami. Spotykają się przypadkiem w Centrum Czarów Starokijowskich na Padole i są świadkami śmierci wiedźmy Kyłyny, która, chcąc nie chcąc, oddaje im swą moc. Kobiety muszą teraz zapoznać się z nową rolą i stawić czoło nadchodzącym zagrożeniom.
Chyba pierwszy raz stykam się z sytuacją, w której nie polubiłam zbyt mocno żadnej z głównych bohaterek. Wiadomo, wady są nieodłączną częścią każdego z nas. Jednak nie byłam w stanie przywiązać się do żadnej z nich, a już zwłaszcza do Katii. Najbardziej byłabym w stanie dogadać się z Maszą, o ile nie zaczęłaby mi opowiadać przez półtorej godziny o Bułhakowie… Dasza jest często oderwana od tego co się aktualnie dzieje i zadaje, podobnie jak Masza, wiele niepotrzebnych pytań, zamiast skupić się na tu i teraz, ale nadrabia humorem. Z kolei Katii nie było dane poznać mi tak dobrze jak pozostałych, ale jest to osoba, która na początku dąży po trupach do celu. Nie zyskała mojej sympatii.
Fabuła jest naprawdę dobrze przemyślana, pełna licznych wątków, dobrych postaci drugoplanowych i opisów, które swoją długością mogłyby równać się z Sienkiewiczowymi. Jednak nie zmienia to faktu, że oddziałują na wyobraźnię, dzięki czemu, razem z bohaterkami możemy się przenieść do Kijowa. Byłam mocno zdziwiona finałem i trochę czasu upłynęło, zanim wszystko sobie poukładałam. Przyznam szczerze, że najbardziej spodobał mi się wątek podróży w czasie. Ożywienie historii oraz wrzucenie do niej współczesnych bohaterów wypadło tu naprawdę ciekawie i zabawnie. Chociaż momenty, gdy pół miasta goniło Daszę jadącą na motocyklu, czy te z kociakami w wieży, też były dobre.
Niestety, do tej słodyczy muszę dodać trochę więcej dziegciu. Mianowicie uważam, że jest to jedna z gorszych książek, na jakie trafiłam w ostatnim czasie, jeśli chodzi o redakcję i korektę. Nieraz zabrakło jakiejś spacji, kropki czy przecinka. Masza w pewnym dialogu dostała męskie zaimki, a w innym narracja zmieniła się z osobowej na bezosobową. Pozostaje mi mieć nadzieję, że w kolejnym tomie nastąpiła poprawa w tym aspekcie.
Odpowiadając na pytanie z nagłówka: rozumiem o co jest szum, nawet mi się spodobała książka. W sumie chętnie przeczytam następne przygody kijowskich wiedźm, mając nadzieję na progres w niektórych aspektach.
Może Ciebie też zaciekawić:
Odpowiedz