Nigdy nie czytałam The Atlas Six, choć wiedziałam, że książka ta rozkochała w sobie czytelników. Opis Samych w eterze sprawił, iż pomyślałam, że może jednak warto zapoznać się z autorką, jaką jest Olivie Blake. Czy był to udany mityng? Nie.
Powieść skupia się na dwójce ekscentrycznych ludzi, których drogi
przypadkiem się przecinają. Zaintrygowani sobą nawzajem postanawiają odbyć sześć spotkań, by podczas niezobowiązujących rozmów jedno spróbowało rozpracować drugie.
Nakreśliwszy wam fabułę książki, zacznę od opinii, jaką wyrobiłam sobie na temat głównych bohaterów. Charlotte Regan to nienawidząca swojego imienia fałszerka dzieł sztuki cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową, która wyrokiem sądu została skierowana na przymusową psychoterapię. Pomysł na postać był niezwykle ciekawy. Jak to natomiast często bywa w tego typu przypadkach, gorzej z wykonaniem.
Charlotte to przede wszystkim od początku do końca bardzo antypatyczna osoba i być może był to nawet celowy zabieg, jednakże moim zdaniem, główny bohater powinien wzbudzać w nas empatię, w dużej mierze to właśnie na jego barkach spoczywa sukces każdej książki. Regan jest dorosła, a zachowuje się jak przechodząca przez okres buntu nastolatka. Nie przepadam za jej wulgarnym sposobem bycia i zakorzenioną głęboko niechęcią do całego świata. Starałam się ją zrozumieć i wierzyłam, że przejdzie jakąś satysfakcjonującą w mojej opinii przemianę, jednak tak się nie stało. W zamian, przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, iż nadajemy na zupełnie innych falach, przez co ciężko było mi jej współczuć, tudzież kibicować.
Doceniam fakt, że obecnie coraz częściej i śmielej mówi się o wszelkiego rodzaju zaburzeniach natury psychicznej, dlatego też bardzo liczyłam na ten konkretny wątek. Ostatecznie było go moim zdaniem za mało i niestety nie został odpowiednio uchwycony, ani w pełni wykorzystany.
Sceptycznie podchodzę także do zawodu, jaki pełni Charlotte, gdyż pracuje ona w muzeum, po którym oprowadza wycieczki. Nie da się ukryć, że trudno w to uwierzyć, a to z prostego powodu. Kobieta ta jest w końcu karana w związku z fałszerstwem, jakiego dopuściła się w przeszłości. Może po prostu jestem niedoinformowana, a instytucje kultury nie od dziś zatrudniają osoby z wyrokiem.
Drugim głównym bohaterem jest Rinaldo „Aldo” Damiani — zamknięty w swoim świecie introwertyk, matematyk, do którego dla odmiany nie odczuwałam żadnej niechęci. Problem z nim polega między innymi na tym, że nie posiada on żadnej charyzmy, a jego niecodzienne zainteresowania i typowe dla umysłu ścisłego przemyślenia nie pozwoliły mu na utrzymanie mojego zainteresowania. Gdybym miała go opisać jednym słowem, nazwałabym go nudziarzem.
Tym samym chciałabym przejść do relacji romantycznej pomiędzy tą dwójką i już teraz mówię, że jest to jeden z najgorszych romansów, jakie w życiu widziałam. Tego typu książki czytamy przecież po to, żeby poczuć dreszcz emocji. Sami w eterze nie byli mi w stanie tego zaoferować. Blake zapewne pragnęła stworzyć idealny duet składający się z dwóch na pozór niepasujących do siebie osób. Problem w tym, że nie poczułam żadnej chemii między Regan, a Aldo – co więcej – śmiem twierdzić, że faktycznie do siebie nie pasują.
Wrażenie to potęgują słabo rozpisane dialogi. Książka jest przede wszystkim przegadana i za dużo w niej patosu, ale najwięcej żalu mam do kwestii, jakie co chwila w niej padają. Regan i Aldo przez większość czasu, jaki dostają, prowadzą dysputę na najbardziej nużące tematy, które pozbawione są sensu — przynajmniej dla mnie. Mam wrażenie, że autorka chciała przemycić w ich rozmowach jakąś głębię, czy też prawdę na temat życia i wszechświata, ale jej się nie udało. Czytając jej książkę, przemknęła mi przez głowę złośliwa myśl, że pisania uczyła się prawdopodobnie od George’a Lucasa, gdyż dosłownie pada tu kwestia o wchodzącym wszędzie piasku…
Do powyższych zarzutów nie sposób nie dodać ciężkiego stylu autorki oraz ogromnej ilości wulgaryzmów, które sprawiały, że książkę czytało mi się naprawdę opornie. Rzadko kiedy tak mam, ale w Samych w eterze co chwila sprawdzałam, na której jestem stronie. Gdybym kiedyś nie mogła zasnąć, to ta powieść będzie idealnym antidotum.
Podsumowując, twórczość Olivie Blake raczej nie jest przeznaczona dla mnie. Jeśli jednak jesteście fanami jej poprzedniej książki, to być może ta również przypadnie Wam do gustu. Mnie natomiast zdecydowanie mnie przekonała i szczerze żałuję, że tak się stało.
Dziękuję wydawnictwu Muza za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Odpowiedz