Mutanci stworzyli raj, a teraz muszą go bronić – recenzja komiksu „Świt X. X-Men. Tom 1”

Na wyspie Krakoa rozkwita życie, dzięki któremu mutanci odzyskują nadzieję na lepsze jutro. Jednak czy zdołają obronić swój nowy dom przed zagrożeniem z Ziemi i spoza niej?

Za scenariusz odpowiedzialny jest Jonathan Hickman, który znany jest między innymi z Fantastycznej Czwórki i sagi o Avengers zakończonej Tajnymi wojnami. Rysunki do tego wydania zostały stworzone przez takich artystów jak Leinil Francis Yu (Avengers) i Russell Dauterman (Potężna Thor). W tym albumie zawarto materiały z zeszytów X-Men #1–7 i Giant-Size X-Men: Jean Grey & Emma Frost #1.

Choć w tym numerze nie otrzymujemy spektakularnych pojedynków na śmierć i życie, to fabuła wciąż rozwija się bardzo szybko. Otrzymujemy płynne przejścia między ekspozycją a akcją, dzięki czemu mamy wrażenie, że wszystko ze sobą współgra. Cieszy mnie fakt, że twórcy dali trochę czasu na rozwinięcie wątków, nie ma tutaj na szybko i na siłę wrzucanych rozwiązań. Budowane jest napięcie, przez co nie możemy doczekać się tego, co się zaraz wydarzy.

Scenarzysta tego dzieła wysoko postawił sobie poprzeczkę. Mamy tu do czynienia z lekturą, która stara się ukazać to, co mogłoby wydarzyć się po klasycznym „żyli długo i szczęśliwie”. Poruszane są tutaj problemy na płaszczyźnie społecznej i politycznej. Mutanci dbają o swoje prawa i nie poddają się atakom ze strony innych państw. Choć w większości przypadków zbyt duża ilość dialogów sprawia, że opowieść zaczyna mnie nużyć, tak tutaj były one na tyle ciekawe, że chłonąłem kolejne kartki, jak gąbka wodę.

Świetnie zostały również opisane relacje pomiędzy postaciami. Mutanci zdają się pokazywać, że są wielką, zgraną rodziną i nie ma już między nimi różnic i konfliktów, stali się jednością. Cieszą mnie dobrze wpasowane w rozmowy elementy humorystyczne. Widać, że Hickman pisząc scenariusz, czuł się jakby, był jednym z mutantów. Według mnie najbardziej błyszczał Magneto, który nie jest już złym charakterem. Najlepiej wypadł w czwartym rozdziale, podczas jego wielostronicowej rozmowy z przedstawicielami ludzi.

Nie obyło się bez wad, ale nie ma przecież idealnych dzieł. Smuci mnie mała ilość zaskakujących i zapierających dech w piersiach scen. Liczyłem na otrzymanie bardziej kreatywnego podejścia do postaci i fabuły, a były momenty, które aż się o to prosiły. Nie otrzymaliśmy też dobrego wątku miłosnego lub innego o charakterze emocjonalnym, które chwytałby za serce.

Powyższe wady rekompensują poniekąd pięknie wykonane rysunki. W ostatnich recenzjach narzekałem nieco na ich jakość. W tej pozycji są wręcz fenomenalne. Pięknie skomponowane kolory i odcienie cieszyły moje oko. Czułem radość, że mam do czynienia z produktem z najwyższej półki. Rysownicy podobnie jak scenarzysta postanowili dać z siebie 100%. Cieszy mnie dbałość o szczegóły, którą widać, chociażby w rysach na twarzach postaci.

Podsumowując, z całego serca mogę polecić tę lekturę każdemu fanowi Marvela, czy komiksów. Czytelnik na pewno nie będzie się nudził, historia jest wciągająca, postacie świetnie opisane, a grafiki przepiękne. Nawet nie wiem, kiedy zleciały mi te dwie godziny czytania.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za otrzymanie egzemplarza do recenzji.

0
Would love your thoughts, please comment.x