Dziewczyna, kobieta, inna to dzieło Bernardine Evaristo, pierwszej ciemnoskórej laureatki nagrody The Man Booker Prize. Autorka otrzymała prestiżowe wyróżnienie w 2019 roku. W Polsce książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Powieść składa się z rozdziałów zatytułowanych imionami kobiet. Matek, córek, przyjaciółek, babć. Są przedstawicielkami grup, które doświadczają przejawów systemowej i społecznej dyskryminacji – ze względu na pochodzenie, kolor skóry, wyznanie, orientację seksualną. Jednocześnie świat, w którym żyją i który stanowi tło ich historii, jest różnorodny. Losy bohaterek obejmują zarówno współczesność, gdzie mieszają się ze sobą problemy i zmiany zachodzące w drugiej dekadzie XXI wieku, jak i przeszłość – cofamy się w czasie aż do końca XIX wieku.
Od samego początku książka zaskakuje. Forma pisania jest niespotykana – autorka nie stosuje wielkich liter na początku zdania ani kropek, ilość innych znaków interpunkcyjnych jest skąpa. To sprawia, że czytelnik musi wczuć się w specyficzny rytm tekstu.
Pierwsza postać to Amma — nieheteronormatywna reżyserka awangardowych sztuk teatralnych. Duża dawka różnorodności połączona z oryginalnym sposobem pisania przypominającym mowę nieco zmusza czytelnika do porzucenia pewnych przyzwyczajeń. Albo go to ujmuje, albo wywołuje dyskomfort. Ja byłam w tej drugiej grupie i zastanawiałam się, czy w dalszych częściach powieści pomysł autorki się obroni. Czytając pierwsze rozdziały, miałam kłopot z odniesieniem kolejnych pojawiających się imion do danej postaci. Historia każdej z kobiet opowiadana jest jako zamknięta całość. Jednak bohaterki przeplatają się w nich – matka pojawia się w rozdziale o córce, inne znały się ze szkoły. Problematyczne okazało się to tylko na początku. Im dalej, tym bardziej doceniałam kunszt autorki w budowaniu zindywidualizowanych światów z przemyślaną siecią wzajemnych powiązań i relacji. Wielogłosowość – spojrzenie na świat oczami artystki, studentki, rolniczki, sprzątaczki, nauczycielki – uwiarygadnia i pogłębia problemy, na jakie Bernardine Evaristo stara się zwrócić uwagę czytelnika. Każdej z bohaterek możemy się przyjrzeć z bliska, poznać jej dylematy, myśli oraz drogę w poszukiwaniu własnej tożsamości. Są autentyczne, można się z nimi utożsamiać bądź spierać. Kobiety mierzą się ze światem, w jakim przyszło im żyć. Godzą się z nim, starają się go zmieniać lub ulepić po swojemu, każda na swój sposób i zgodnie z własnym światopoglądem. Zapadła mi w pamięć postać Hattie, którą poznajemy jako nestorkę rodu żyjącą na należącej do familii od pokoleń farmie. Drzemie w niej dużo wewnętrznej siły, a w jej losach odbijają się przemiany niemal całego ubiegłego stulecia. Interesujące też jest połączenie kultury afrykańskiej z europejską oraz budowanie tożsamości opartej na dziedzictwie jednej z nich i teraźniejszości kształtowanej przez tę drugą
Należy docenić pracę i kreatywność polskich wydawców książki – projekt okładki oraz wygląd tekstu jest godny powieści o której się mówiło i będzie mówić. Ukłony należą się Adze Zano za fenomenalne tłumaczenie, wymagające przekładu pojęć jeszcze nie do końca zadomowionych w języku.
Wielogłosowa i barwna opowieść o kobiecości to lektura, która pozostawia pole do wielu refleksji. Tematy tabu dla Bernadette Evaristo nie istnieją – zostają obnażone ostro i bez pardonu. Jestem jednak daleka od uznania tej książki za rodzaj feministycznego manifestu. Zachęcam, by przebrnąć przez lekki zgrzyt na początku, by później zgrać się z rytmem opowieści poruszającej wewnątrz różne struny. Te historie warto i poznać, i poczuć.
Odpowiedz