Słodycze, magia i… przeklęty skarb? Recenzja „Wojny cukierkowej”

Nie ma chyba wśród nas nikogo, kto by nie lubił słodyczy, sama nie mogę wytrzymać bez choćby odrobiny cukru dziennie. Krówki, lizaki, cukierki z nadzieniem i bez, dla każdego coś słodkiego. A gdybym powiedziała, że… te słodycze mogą obdarzyć magicznymi mocami?

Książka zaczyna się od przybycia do miasta Colson podejrzanego osobnika. John Dart, bo tak się nazywa ów przybysz, ma wyeliminować czarodzieja, Samsona Wellsa. Dowiadujemy się też, że przebywa tam jeszcze dwóch magów, równie niebezpiecznych jak Wells. Dart wyrusza na łowy, musi jednak bardzo uważać. Nałożona na niego przed laty klątwa ma bardzo nieprzyjemny skutek. Bowiem jakkolwiek skrzywdzi on Samsona lub jego uczniów, sam odczuje efekty swoich działań. Musi więc obyć się bez otumaniania, trucia czy pozbawiania życia, chyba że znajdzie się w sytuacji bez wyjścia. Mimo początkowych problemów z asystentami Wellsa, Dartowi udaje się go obezwładnić i schwytać.

Potem poznajemy Nate’a, głównego bohatera Wojny cukierkowej. 10-latek i jego rodzice właśnie przeprowadzili się do Colson z Mission Viejo (południe Kalifornii). Niedługo rozpoczyna się nowy rok szkolny, a on nikogo tu nie zna. Lekko popędzany przez mamę, wychodzi przed dom i, jeżdżąc rowerem po ulicy, spotyka Summer, Trevora i Gołębia. Cała trójka tworzy klub intruzów „Błękitne Sokoły”. Chłopak chce do nich dołączyć i niedługo potem udowadnia swoją odwagę. Przegania bowiem z ich kryjówki Denny’ego, szóstoklasistę dręczącego członków grupy wraz ze swoimi przybocznymi. I to zarówno w szkole, jak i poza nią. Wobec takiego aktu heroizmu Nate zostaje przyjęty z otwartymi ramionami.

Następnego dnia po lekcjach całą czwórką udają się do nowego sklepu ze słodyczami „Słodki Ząbek”. Prowadzi go sympatyczna staruszka, pani White. Starsza pani ma w swoim asortymencie słodkości na każdą kieszeń – nawet słoik ze smakołykami za centa od sztuki, a jego zawartość codziennie się zmienia. Właścicielka praktycznie od razu rekrutuje dzieciaki na swoich pomocników i zleca im pierwsze zadanie – zebranie pewnych konkretnych grzybów po wykonaniu specyficznych czynności. Obiecuje im w zamian kilka oryginalnych smakołyków, które są specjalnością jej sklepu. Ale TYLKO dla wtajemniczonych. Następnego dnia dostają od niej księżycowe skały. Pozwalają one na szybowanie w powietrzu, zupełnie jakby się było na Księżycu!

Dzieciaki, zachwycone cukierkową magią, zostają pomocnikami pani White. Kolejne zadania stają się jednak coraz dziwniejsze. Kradzież w miejscowym muzeum, wcielenie się w rolę hieny cmentarnej i okradzenie grobu znanego Hanavera Millsa, a w końcu wyczyszczenie pamięci miejscowego lodziarza, Sebastiana Sotta? I to za pomocą cukierka „czysta karta”, kasującego wszystkie wspomnienia każdemu, kto go zje. Tego już za wiele dla naszych bohaterów. Powoli wykruszają się jako asystenci pani White i zaczynają pomagać niedoszłej ofierze, czyli panu Sottowi.

Co będzie dalej? Jakie plany ma pani White wobec Colson i „Błękitnych Sokołów”? Czym jest ten „przeklęty skarb”? I co z tym wszystkim ma wspólnego John Dart?

Totalnie wciągająca do ostatniej strony. Mnóstwo nieoczekiwanych zwrotów akcji i bezsprzecznie niespodziewane zakończenie. Wojna cukierkowa dostaje ode mnie mocne 9,5/10. Moim zdaniem jedna książka to trochę mało jak na to uniwersum, choć wiem, że kolejne tomy mogłyby być pisane na siłę. Po prostu nie chcę rozstawać się z tym światem tak szybko. Polecam każdemu – i nastolatkom, i dorosłym, a nawet rówieśnikom „Błękitnych Sokołów”. To książka, którą trzeba przeczytać.

Cześć, tu Ola. Zgodnie ze swoim pseudonimem zaczytuję się głównie w fantastyce, ale nie pogardzę też dobrym kryminałem. Wciąż odkrywam nowe, ciekawe dla mnie gatunki książek. Gram też w gry( zazwyczaj przygodowe typu Tomb Raider czy ASC) Jestem szczęśliwa, że mogę Cię poznać!
1
0
Would love your thoughts, please comment.x