Losy całej Galaktyki wiszą na włosku! Czy Mistrz Jedi, Emerick Caphtor oraz prywatna detektyw, Sian Holt zdołają w porę ją uratować?
Star Wars. Wielka Republika. Szlak cieni to pojedynczy album z Uniwersum Star Wars zawierający zeszyty #1–5 serii Star Wars: The High Republic – Trail of Shadows. Za scenariusz do komiksu odpowiada amerykański pisarz Daniel José Older, za rysunki zaś – David Watcher.
Akcja rozpoczyna się w momencie, w którym dowiadujemy się o tajemniczej katastrofie na planetoidzie Grizal, której ofiarą padli Rycerze Jedi. Rada zleca więc swemu podopiecznemu, Emerickowi Caphtorowi dochodzenie. W tym samym czasie Sian Holt, prywatna detektyw, przypadkiem zostaje świadkiem kolejnego morderstwa. Ścieżki tych dwojga w końcu się przecinają, zmuszając ich do wyruszenia w nieznane, by wspólnie odkryć kto, lub też co, stoi za atakami na Zakon…
Szata graficzna prezentuje się naprawdę ładnie, a fabuła faktycznie od początku wzbudza zainteresowanie. Dbają o to poszczególne elementy dodające mrocznego klimatu, nieodparta aura tajemniczości oraz żwawe tempo akcji. Samą opowieść niestety psują niekiedy banalne dialogi i idący na skróty scenariusz.
Słabszym ogniwem Szlaku Cieni są poza tym protagoniści. Emericka mieliśmy już okazję poznać w powieści Justiny Ireland pod tytułem Star Wars. Wielka Republika. Pośród cieni. Niestety, zarówno mężczyzna, jak i nowo wykreowana Sian to raczej jednowymiarowe postacie, które na domiar złego łączy wątpliwa relacja. Older starał się wyjść z założenia, że Jedi też mają uczucia, choć nie pozwalają, by emocje brały nad nimi górę. Piękny przekaz, ale potrzebne by było znacznie więcej czasu, wolniejsze tempo akcji i przede wszystkim dokładniejszy setting, by osiągnąć zamierzone clou.
Komiks porusza też wątek Nihilów, których nie jestem fanką. Autorom udało się jednak stworzyć ciekawego antybohatera z niekonwencjonalnym backgroundem. Panowie pokusili się zresztą o pewne zwroty akcji, które po części rekompensują wady, takie jak pospolity schemat, czy nadmierna prostota.
Do plusów wlicza się uroczy droid Q-2, który swoją aparycją przypomina nieco BD-1 z Jedi: Fallen Order.
Przechodząc do podsumowania, przedstawiona historia posiadała duży potencjał, który nie został w pełni spożytkowany, co niestety sprawia, że po lekturze odczuwam pewien niedosyt. Mimo wszystko miło mi, że mogłam się z nią zapoznać, ze względu na starannie wykonaną grafikę oraz przykuwające wzrok sceny walki. W gruncie rzeczy komiks posiada odważne zakończenie oraz dostrzegalny ślad kreatywnego myślenia.
Gdybym miała komuś zarekomendować ten komiks, to głównie starszym czytelnikom z uwagi na brutalny wydźwięk wielu scen oraz dającą się zauważyć krew.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za otrzymanie egzemplarza do recenzji.
Odpowiedz