Tajemnice Crockett Island – recenzja serialu „Nocna msza”

W ostatnim czasie na Netflixie pojawiło się sporo ciekawych serialowych produkcji. Wszelkie rekordy popularności pobiło koreańskie Squid Game, bardzo dobre recenzje zebrał również duński kryminał Kasztanowy ludzik.

Gdzieś wśród nich mogła zaginąć bardziej niszowa i mniej głośna produkcja stworzona przez Mike’a Flanagana, twórcę filmów na podstawie powieści Stephena Kinga: Doktor Sen, Gra Geralda, oraz dwóch seriali, również dostępnych na platformie Netflix: Nawiedzony dom na wzgórzu i Nawiedzony dwór w Bly.

Tym razem reżyser zabiera widzów na niewielką wyspę Crockett Island, na której żyje odizolowana od stałego lądu, zajmująca się głównie rybołówstwem społeczność. Riley (w tej roli Zach Gilford), po tym jak spowodował po pijaku śmiertelny wypadek i jakiś czas spędził w więzieniu, powraca w rodzinne strony. Tam spotyka Erin, swoją dawną miłość, która również niedawno wróciła na Crockett Island, porzucając marzenia o karierze w wielkim świecie. Pojawia się tam również nowy ksiądz, ojciec Paul. Jego charyzmatyczne kazania porywają tłumy, a kiedy na wyspie zaczynają dziać się coraz bardziej niesamowite rzeczy, większość mieszkańców zatraca się w ślepej wierze w kryjącego mroczne sekrety duchownego.

Mike Flanagan stosuje bardzo powolną narrację, przez co większość odbiorców przyzwyczajonych do wartkiej i mało logicznej akcji (na przykład w innych hitach Netflixa, jak Dom z papieru czy Sky Rojo) może czuć się zmieszana. Twórcy postawili na spokojną ekspozycję zarówno postaci, jak i wydarzeń mających miejsce na wyspie. Nie spieszą się, aby za wszelką cenę przestraszyć widzów. Bohaterowie toczą długie, egzystencjonalne rozmowy, intryga rozwija się niespiesznie, dając czas wybrzmieć wszystkim przedstawionym konfliktom i wydarzeniom.

Nocna msza to przede wszystkim serial o religijnym fanatyzmie. O tym, jak źle ulokowana wiara może doprowadzić do zguby. Oczywiście twórcom nie chodzi o pokazanie, że religia to zło. Ukazują, jak zły może być fanatyzm, zaślepienie, wyidealizowanie i gloryfikowanie jednostki. Jak to wszystko może zagłuszyć ludzki rozsądek, odczłowieczyć i zabić podstawowe instynkty. Wszystko to podlane jest horrorowym sosem, dzięki czemu mamy do czynienia z naprawdę wciągającą i oryginalną produkcją.

Na uwagę zasługuje również cała plejada dobrze wykreowanych bohaterów. Oprócz wspomnianych we wstępie Rileya i Erin mamy między innymi muzułmańskiego szeryfa Hassana, udręczonego pijaka Joe, okrutną dewotkę Bev czy starającą się opierać na naukowych fundamentach doktor Sarah. Każda z tych postaci ma własną historię, przemyślenia i motywacje. Doskonale oddają różnorodność ludzkich postaw wobec dziejących się na Crockett Island wydarzeń.

Całość dość mocno inspirowana jest Miasteczkiem Salem Stephena Kinga, zresztą twórcy czerpią z prozy Króla Grozy całymi garściami. Nie kopiują jednak, a przetwarzają inspirację na własny, wciągający i przede wszystkim skłaniający do myślenia sposób. To główna zaleta tej produkcji, nikogo nie powinna pozostawić obojętnym. Całość aż skrzy się od emocji, jest poruszająca i w kilku momentach potrafi chwycić za gardło.

Nocna msza to naprawdę kawał świetnego horroru religijnego. Mimo powolnego tempa oraz kilku dłużyzn, serial trzyma w napięciu, potrafi przestraszyć i zaskoczyć. A przede wszystkim ma świetny, rzadko spotykany, mroczny klimat, który mnie urzekł. Oby więcej podobnych produkcji.

Od lat zainteresowany fantastyką i historią. Z czasem z czytelnika stałem się również twórcą. Pisuję szeroką pojętą fantastykę i horror, a także dzielę się z recenzjami obejrzanych filmów, przeczytanych książek i komiksów.
1
0
Would love your thoughts, please comment.x