Dobra, ale zacznijmy od wychwalania filmu za jego plusy. Podczas całego seansu czułem, że stawka jest wysoka, a wspaniale nakręcone sceny akcji tylko potęgowały uczucie bycia w centrum całości toczącej się rozgrywki urozmaicanej przez sekwencje pościgu, walki wręcz czy też stosowania inwersji w praktyce. Temu wszystkiemu uroku dodawała sama inwersja, będąc w sumie głównym aspektem fabuły, który został wykorzystany rewelacyjnie, a sam Nolan bardzo dobrze poradził sobie z zabawą w fizyka, kształtując swoje wyobrażenie na skomplikowane pojęcie, jakim jest czas. Niby w wielu dziełach czas oczywiście był czymś ważnym i zaliczał swoją obecność w narracji. Tak samo tutaj – cały film opiera się na eksplorowaniu koncepcji wykreowanej przez Krzyśka dzięki inwersji dającej wiele możliwości dla postaci, jak i otoczenia.
Wydaje mi się, że dla widza w czasie pierwszego seansu to wszystko może wydawać się niezrozumiałe i zmuszające do refleksji podczas oglądania filmu, wskutek czego wybijające z rytmu, ale sądzę, że film w tych kwestiach będzie zyskiwać z każdym kolejnym razem, gdy się po niego sięgnie. Głównie przez to, że będzie można skupić się na wyłapywaniu różnych smaczków, o których za pierwszym razem nie mieliśmy nawet pojęcia. Poza tym ponowne odkrywanie tego świata, wiedząc, na co się piszemy – według mnie – jest w stanie rozwiać wiele wątpliwości, które nasuwały się podczas pierwszej demonstracji potencjału świata przedstawionego.
W oderwaniu od całej reszty należy pochwalić również grę aktorską. Tak jak John David Washington jest obojętnym w gruncie rzeczy na wszystko „protagonistą”, to Pattinson lśni i już nie mogę się doczekać ujrzenia jego kreacji Batmana w nadchodzącej produkcji o przygodach człowieka nietoperza w reżyserii Matta Reevesa, która zadebiutuje już w następnym roku. Tenet to film, jak wyżej wspomniałem, który stoi akcją i swoją tajemniczością, ale również sztuczkami, na których Nolan stoi już od dawna. Chyba największe wrażenie, odnośnie do myśli, Nolana wywarło na mnie użycie i zastosowanie lotniska w ogólnej narracji.
Najbardziej pozytywne odczucia sprawiła u mnie muzyka skomponowana przez Ludwiga Göranssona, który na swoim koncie ma wiele fenomenalnych utworów w tym tych, które po raz pierwszy usłyszeliśmy w Tenet. Pierwsza sekwencja, gdy Ludwig wjeżdża na pełnej to czyste złoto nadające wspaniałe tempo początkowym scenom akcji. Zresztą im dalej, tym lepiej, jeśli chodzi o dalsze wykorzystanie swojego talentu przez tego twórcę. To on stwarza przyszłościową atmosferę swoją pracą.
Najgorzej, jeśli mam mówić o minusach całej produkcji jest z bohaterami, a raczej ich napisaniem, ponieważ służą w większości zrealizowaniu planu Nolana, odnośnie opowiadania historii. Są bezdusznymi, skrytymi szpiegami. Może poza Neilem, którego charyzma nadrabiana jest bawieniem się swoją rolą przez Roberta Pattinsona. To postacie są trybikami w całej maszynie, która bez nich by nie działała, przez co oczywiście nie pozwoliłaby na realizację koncepcji reżysera. Nadal mamy tutaj, tak jak w innych filmach Krzyśka, przerost formy nad treścią. Ponad dwadzieścia lat pracy a człowiek nadal niczego się nie nauczył będąc pewnym, że w niektórych aspektach wynaturzona historia stanie się po raz kolejny czymś wybitnym. Również tak samo jak w Interstellar Nolan stara się przedstawić problemy świata, w którym obecnie żyjemy, dotykając tylko i włącznie jednym, tym małym palcem ekologii, robiąc to po macoszemu i „bo tak”. Można było ten wątek w ciekawy sposób rozwinąć, ale po co? Przyszłość przecież się nie liczy. Prawda? Starania o nadanie filmowi znaczenia ogólnoświatowego spełzły na jednym wymuszonym dialogu, a potencjał filmu mógł zostać wykorzystany nie tylko dla rozrywki, której przyczyną stała się inwersja, ale także dla większego dobra. Dobra naszej planety. W filmie wszechobecna ekspozycja ma nam pomóc bardziej zrozumieć o co właściwie tutaj chodzi, ale jednocześnie tłumaczy nam wszystko niczym małemu dziecku. Tylko jak inaczej to wszystko wytłumaczyć, żeby w naszych oczach jakoś działało? Był to prawdopodobnie jedyny sensowny sposób, ale to zupełnie go nie usprawiedliwia. Uzyskiwanie w pierwszej połowie dzieła coraz większej liczby pytań i odpowiedzi na nie sprawia, że jesteśmy przytłaczani informacjami. Szkoda, że potrzebnymi w dalszym zrozumieniu ogólnej fabuły.
Nie wiedziałem, że stwierdzę to po takim długim filmie, jakim jest Tenet, ale tym dwóm godzinom i trzydziestu minutom przydałoby się dodatkowe pół godziny wsparcia. Tym bardziej dlatego, że przez seans się nie nudziłem, a dodatkowy czas mógłby nadać filmowi wyraźniejszego wydźwięku i dokładniejszego zarysowania, rozwinięcia relacji między postaciami, aby w ostatnich scenach dokładniej zrozumieć, co tutaj faktycznie się wydarzyło. Niestety, pamiętajmy jednak, że to Nolan, który zostawia w swoich filmach praktycznie zawsze nutkę tajemnicy lub surowca do spekulacji. Trochę ponarzekałem na różne kwestie filmowe, ale niestety to najbardziej Nolanowy film dotychczas, gdzie popuszcza swoje wodze fantazji, przy czym jednocześnie zachłysnął się swoją ambicją. Nie zmienia to faktu przewagi pozytywów nad negatywami w moich ogólnych wrażeniach, ponieważ bawiłem się dobrze.
Tenet to film pod wieloma względami bardzo dobry, ale również taki, w którym widzimy Nolanizm do potęgi i wierzcie mi, że nie jest to cecha dodatnia. Tak jak już wspominałem, to pierwsza ogromna kinowa premiera od dawna i warto się na nią wybrać. Nie miałem za dużych oczekiwań i się nie zawiodłem, dostałem coś, co bardzo polubiłem. Znowu powtórzę to, że nie jest to dzieło dla każdego. Oczekujesz spalenia swojego mózgu przez „geniusza” Krzyśka, trzymającej w napięciu akcji i technicznie rewelacyjnego filmu? Nie zawiedziesz się.
Widzieliście już Tenet, jak Wasze wrażenia? Podzielcie się nimi w komentarzach, bo coś czuję, że to strasznie kontrowersyjna produkcja.
Odpowiedz