Zaproszenie na Bujan – recenzja „Baśni wschodniosłowiańskich”

Nadszedł moment na podróż w czasie i przestrzeni. Najwyższa pora zapoznać się z carównami, mądrymi babuleńkami i nieustraszonym Ivanem, a to oznacza, że przyjdzie nam przekroczyć Bug. 

Baśnie wschodniosłowiańskie, czyli te czerpiące garściami z folkloru Rosji, Ukrainy i Białorusi tak naprawdę dla większości z nas nie są niczym nieznanym. Zapewne w niejednej głowie wciąż majaczy wspomnienie (co prawda zepchnięte gdzieś głęboko w podświadomość) o starych książeczkach w domu swoich dziadków lub rodziców o przykładowym tytule Baśnie Narodów. Zatem Ci z was, którzy zahaczyli swym życiem o czasy komunizmu w Polsce, uśmiechną się z sentymentem na widok nowej pozycji od Repliki. Niestety już tutaj pojawia się pierwszy problem. Iwona Czapla nie opatrzyła swojego zbioru bibliografią czy choćby wprowadzeniem/zakończeniem mającym wyjaśnić, skąd czerpała te opowieści. Te bliżej nieokreślone pochodzenie daje pod dużą wątpliwość autentyczność historii i pozwala snuć przypuszczenia, że stanowią one w pewnym sensie luźną interpretacjo-fantazję autorki. Bardzo uwiera mnie ten fakt, ale z żali odnośnie całej pozycji to tyle. 

W porównaniu do omawianych przeze mnie nie tak dawno Czarownicy i Czarnoksiężnika, Baśnie wschodniosłowiańskie prezentują się znacznie lepiej. Tych z całą pewnością nie można nazwać tworem cudownie bzdurnym. Snute historie są dość rozbudowane jak na baśnie i z łatwością pozwalają wczuć się w nie czytelnikowi. Główną cechą, dla której warto zainteresować się tym zbiorem, jest świetnie wykreowany klimat. Budowany przy pomocy oddających charakter utworów rycin autorstwa Haliny Constantiniec oraz stylizowanego na dawną gawędę języku autorki, Iwony Czapli. Trudno mówić tu o jakimś zaskoczeniu fabularnym. To w końcu baśnie. Od samego początku różnica między dobrem a złem jest nad wyraz jaskrawa, a chwalebny i cnotliwy bohater zawsze wygrywa. Jednak postacie, jakie przewinął się przez na stronach książki, zdecydowanie przykuwają uwagę. Król Żmij i Kościej Nieśmiertelny są tak rzadko przywoływanymi postaciami, że aż uśmiechnęłam się na wzmiankę o nich. Oczywiście przy całej swej potędze i tak nie mogli oni pokonać wszechobecnego w zbiorze Ivana oraz mądrych i sędziwych babuszek, ale ich starcia wciąż pozostawały interesujące. Czy jest zatem moralizatorsko? Tak. Czy jest przewidywalnie? Tak. Czy mimo to te krótkie przypowieści wciąż stanowią ciekawą lekturę? Oczywiście, że tak. 

Baśnie wschodniosłowiańskie od Wydawnictwa Replika są zatem bardzo dobrym sposobem na odkrycie echa nie tylko dawnych wierzeń, ale i historii Polski. Niosą w sobie legendę o nieustraszonych bohaterach, wszechobecnym złu oraz wspomnienie powojennych czasów Rzeczypospolitej. Nie będę próbowała wmówić, że ich lektura jest niezbędna o dalszej egzystencji, czy też szczególnie porywająca. Powiem zamiast tego, że stanowi idealną okazję do sięgnięcia wzrokiem za Bug, poszukanie w swej okolicy jamy Króla Żmija i zastanowienie się nad tym gdzie podziały się te wszystkie baśnie, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu tak żywo tliły się w sercach ludzi. 

Za egzemplarz recenzencki i możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Replika.

Patrzyłam na ludzi zupełnie na wylot. Widziałam żebra, jelita, nawet całe gałki oczne. Tylko serce trafiało się jakoś rzadko...
0
Would love your thoughts, please comment.x