Konsekwencje zdrady w nowelce historycznej Anny Dziedzic

fot. Patrycja / autorskie
„Na brzegu kłamstw”, Wydawnictwo Osobliwe 2022, fot. Patrycja / autorskie

Na brzegu kłamstw porusza temat niewierności małżeńskiej z różnych perspektyw. Szczególnie skupia się na emocjach towarzyszących tej sytuacji. Kto najbardziej cierpi z powodu zdrady? I czy da się wybaczyć oraz zaufać na nowo?

Szczerze, mam dylemat i wciąż, nawet teraz pisząc tę recenzję, nie jestem w stanie jednoznacznie wskazać, czy książka mnie zachwyciła, czy też zniechęciła. Z całym szacunkiem do Ani, która jest moją koleżanką po piórze, nie potrafię subiektywnie ocenić nowelki i stwierdzić „tak, podoba mi się” lub „nie, nie polecam”. Po prostu było tam wiele aspektów poruszonych wręcz fenomenalnie, a też momentami czegoś mi brakło i czułam niedosyt.

Postaram się mimo to krótko przeanalizować ten utwór i ostatecznie uzasadnić, czy też ukierunkować mój stosunek do niego. Z góry ostrzegam o możliwych spoilerach. Prosiłabym zainteresowanych przeczytaniem Na brzegu kłamstw o przejście do podsumowania.

Eksplozja uczuć

Zacznę od czegoś, co najbardziej rzuca się w oczy. Trzeba oddać autorce, że w zaledwie pięciu rozdziałach, jakie sobie liczy ta książka, umieściła całą gamę emocji — od gniewu, poprzez tęsknotę, żal, niepewność i rozpacz, aż po pełnię szczęścia. Dodatkowo kreacja bohaterów również, przynajmniej we mnie, wzbudzała odpowiednie uczucia względem nich, zmieniające się z każdą kolejną stroną. Jako osoba szczególnie uwielbiająca wewnętrzne rozterki postaci, niezwykle podobał mi się zabieg głównej ekspozycji na właśnie tę strukturę.

Z drugiej jednak strony, być może ze względu też na budowę utworu, zabrakło mi zwyczajnych opisów otoczenia. Była mowa o pięknym widoku, ale czytelnik nie mógł go sobie zwizualizować. Przedstawiano wspaniałe i wystawne przyjęcia, o których niewiele się dowiedzieliśmy, nawet z relacji tych najbardziej kluczowych osób. Kreacje Phebe co najwyżej ograniczano do ujawnienia ich koloru (i że jedna z sukienek miała guziki).

Prawdopodobnie teraz marudzę, aczkolwiek uważam, że krótkie wspomnienie chociażby o pokoju w posiadłości Toothackera, poza jego metrażem, znacznie bardziej wprowadziłoby w klimat poza samym, drobnym tłem historycznym i wyborem lokacji. Być może chodziło o uniwersalizm nowelki — uczucia są te same, miejsca różne. Tego nie wiem. Sądzę jednak, że zaznaczając, iż mamy do czynienia z książką dziejącą się w dawnych czasach, warto poszczególne elementy uwypuklić, czy też w ogóle je umieścić. Oczywiście nie na tyle, aby nimi przytłoczyć, bo o to w powieściach historycznych dosyć łatwo.

Powojenne Stany

Ponownie — jeśli ktoś liczył na szczegółowe opisy powiązane z wojną secesyjną, nie może spodziewać się wielu, bo nie o tym jest książka. W interesujący sposób jednak Anna Dziedzic przedstawiła skutki tego słynnego konfliktu — to, jak oddziaływały one na Richarda i towarzystwo z Charlestonu, a także na Abbotów, w zupełnie odmienny sposób. To także dodatkowo podkreślało różnicę międzyklasową poza, rzecz jasna, majątkiem.

Zdrajca, zdradzona i oszukany

Jak już wspomniałam w leadzie, akcja noweli rozkłada się na różne perspektywy, dokładnie na trzy — męża, żony i „tego trzeciego”. Przez to najbardziej skupiamy się na osobach zranionych przez konsekwencje niewierności.

Do każdej z tych postaci posiadam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony ich rozumiem i bardzo im wszystkim współczuję, że znaleźli się w takiej sytuacji, z drugiej strasznie mnie ich wybory, decyzje oraz zachowania irytowały. Małżeństwo Abbotów miało problemy z dosyć błahych, wydaje mi się, powodów — zwyczajnie nie potrafili siebie nawzajem słuchać, podchodzili nie do końca dojrzale do swojego związku i dopiero dramatyczne wydarzenie, w tym przypadku zdrada, musiała uświadomić im, jak bardzo się kochają. Williama niewierność natomiast wynikła z wyłącznie pobudek czysto… fizycznych (o ile mogę to tak ująć), co ani trochę go nie usprawiedliwia. Moim zdaniem mężczyzna powinien ponieść dużo większe konsekwencje niż sama Phebe, tymczasem autorka nakreśliła ich obopólną winę. Problemy z komunikacją międzyludzką według mnie to jeden z czynników, który może (ale nie musi) doprowadzić do zaistniałej sytuacji, sama zdrada zaś to błędny wybór męża i żona nie powinna obarczać się, że to jest w pełni jej „zasługa”. Tymczasem backstory próbuje nas, czytelników, przekonać, że kobieta brała ogromny udział w pchnięciu Williama w ramiona nieznajomej. I zgodzę się, że częściowo się przyczyniła, aczkolwiek na pewno nie połowicznie.

Co do samej Phebe, skoro już o niej nieco zaczęłam, podobała mi się jej kreacja i to „miotanie się” pomiędzy sercem a rozumem, to mnie niezwykle urzekło. Nie mogłam jednak przejść obojętnie obok jej kłamstw. Kobieta świadomie zatajała informacje przed Toothackerem, by ten jej pomógł w trudnej sytuacji. Najpierw podała się za pannę, potem nie wspomniała słowem o swoim synu. Pod koniec stwierdziła, że nie zamierzała wykorzystać naiwnego Richarda, chociaż nomen omen to zrobiła. I o ile jestem w stanie bronić stwierdzenia, że nie ponosi połowicznej odpowiedzialności za kryzys małżeński, jedynie częściową, tak nie zamierzam opowiadać się za tym, że nie wyrządziła krzywdy postronnym, niewinnym osobom, bawiąc się ich uczuciami. Phebe przez przypadek, bądź celowo, nadużyła cudzej dobroci, by odnaleźć siebie. To dosyć ludzkie, mimo to także mocno egoistyczne.

Pan Toothacker to, jakby to określiła go młodzież, simp. Został tak oczarowany przez panią Abbot, że za obietnicę wyjścia za niego za mąż, sponsorował ją. Jego uczucie do Phebe było na tyle silne, że pomimo jej kłamstw, on wciąż miał nadzieję na udane małżeństwo z nią i starał się ją chronić przed plotkarstwem innych dam (przyjaciółek jego siostry). Więcej nie muszę pisać, po prostu Richarda sprowadzono do roli zakochanego głupca. Tak to odczułam. Współczułam mu najbardziej, bo otrzymał los, na jaki nie zasługiwał.

Podsumowanie

Tak jak pisałam wcześniej — ciężko mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Podziwiam Anię, że w przeciągu pięciu rozdziałów stworzyła tekst, który wzbudza wiele przemyśleń i uczuć. Ba, nawet ośmielę się stwierdzić, że autorka wysunęła sprytnie refleksję na temat tego, jak łatwo można doprowadzić do tragedii i rozpadu związku.

Niemniej jednak miejscami czegoś brakowało, moim zdaniem odebrano odrobinę klimatu na rzecz lepszego przedstawienia postaci. Bohaterowie zaś byli ludzcy, co jest ogromną zaletą, ale jednocześnie odczuwało się do nich ambiwalentny stosunek i ani się ich nie uwielbia, ani nie nienawidzi. Są tak egoistyczni, że nawet z deczka ich to wypłaszcza.

W każdym razie polecam samemu zapoznać się z tą pozycją. Nie jest długa, to bardzo krótka historia, a każdy sam najlepiej wyrobi sobie opinię. Najbardziej zachęcam osoby lubujące się w romansach i literaturze pięknej, nieco mniej fascynatów XIX-wiecznych Stanów.

Jestem marzycielką, która myśli, że uda się jej kiedyś tam podbić rynek wydawniczy swoimi bazgrołami. Studiuję dziennikarstwo, a poza tym od niedawna pracuję jako grafik w jednym z wydawnictw. Interesuję się literaturą i muzyką (w szczególności rockiem/metalem alternatywnym). Jestem wymagającym czytelnikiem, dlatego często żartobliwie określam się jako „pani marudna” i tak też nazywa się mój bookstagram.
0
Would love your thoughts, please comment.x