Cieśnina Brock Island to niezależny horror, dostępny na platformie Netflix, którego reżyserami oraz autorami scenariusza są Kevin, oraz Matthew McManus.
Na tytułowej wyspie zaczynają dziać się niepokojące rzeczy. Mieszkańcy znajdują na plaży śnięte ryby oraz martwe ptaki. Do tego ojciec głównego bohatera zaczyna zachowywać się coraz dziwniej, udając się na samotne wyprawy na morze. Jego córka przybywa na rodzinną wyspę, aby zbadać sprawę nieżywych zwierząt. Relacje rodziny zostają wystawione na próbę, gdy bohaterowie pogrążają się w odmętach szaleństwa.
Muszę przyznać, że wyjściowy pomysł bardzo mi się spodobał. Wymarła po sezonie turystycznym wyspa, na której dochodzi do niesamowitych zjawisk, to świetne sceneria. Do tego skrywający tajemnicę bohaterowie, których rozterki są bardzo wiarygodnie przedstawione. Postacie są dobrze skonstruowane i zagrane, na szczególne wyróżnienie zasługuje Chris Sheffield w roli Harrego. Jego przemiana i stopniowe popadanie w szaleństwo to jeden z największych plusów Cieśniny Brock Island. Niestety scenariusz nie do końca udźwignął film. Zawiodło mnie zakończenie, które choć nie podaje niczego na tacy, to odrobinę odbiega od wcześniejszych wydarzeń i pozostawia spory niedosyt.
Podobało mi się również udźwiękowienie. Niepokojące odgłosy i muzyka (oryginalny tytuł filmu to Brock Island Sound), potęgują nastrój grozy. Twórcy ewidentnie czerpali inspirację z filmu The Lighthouse Roberta Eggersa (choć tam dźwięki otoczenia były podbite do maksimum). Oprócz tego ciekawie wygląda sama wyspa. Niepokojąco pusta i deszczowa. Idealne miejsce na rozgrywające się wydarzenia.
Twórcy nie straszą nas wyskakującymi zza rogu potworami, ani przyprawiającymi o szybsze bicie serca jumpe scare’ami. Jest za to gęsta atmosfera, mroczny klimat i skryta w wodnych odmętach tajemnica.
Cieśnina Brock Island to nie jest film wybitny, cierpi na spore braki fabularne, szczególnie w zakończeniu, jednak przykuwa do ekranu, a co najważniejsze potrafi wzbudzić w widzu niepokój. Choć potencjał nie został do końca wykorzystany, mam nadzieję, że twórcy wyciągną wnioski i ich kolejne dzieło będzie jeszcze lepsze. Ja dopisuje sobie nazwisko McManus do listy reżyserów, których warto obserwować.
Odpowiedz