Przed nami 4 tom mangi z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Akcja osadzona jest w czasach Wielkiej Republiki. Okazuje się, że nihilowie tworzą coraz to nowe problemy.
Z czym teraz musi mierzyć się Mistrzyni Lily?
Czy warto sięgać po tę mangową serię?
Zaczyna rozprzestrzeniać się zaraza. Na planecie Banchii, wszyscy przygotowują się na wypadek ataku nihilów. Mistrz Arkoff wraz z Mistrzynią San i Maktanem śpieszą się, by ostrzec Lily przed nadchodzącą armią wroga. Ludność się jednoczy, jednak czy to wystarczy na walkę z piratami i ich Bezimiennymi?
Za scenariusz odpowiadają Shima Shinya i Daniel Jose Older. Cała opowieść zawarta w formie 4 tomów mangi (i prequela Przeszłość), toczy się na Banchii z kilkoma kadrami poza granicami planety. Śledzimy poczynania Mistrzyni Lily, młodzików Viv i Nimy oraz wielu innych bohaterów. Zmagają się z wieloma problemami spowodowanymi przez nihilskie siły, bezimiennych i tajemniczą zarazę. Jedi stają na wysokości zadania i robią wszystko, by ocalić słabszych. W serii nie brakuje niczego. Pojawia się smutek, radość, horror, niepokój. Manga jednak powinna być czytana, po zapoznaniu się z książkami i komiksami należącymi do Wielkiej Republiki.
Warto wspomnieć, że jest to ostatni tom mangi więc czas na kilka słów podsumowań. Jeśli tu jesteście, nie powinniście bać się spojlerów z poprzednich części.

Postać głównej bohaterki, Lily na początku nie przypadła mi do gustu.
Wydała mi się taka nijaka, sztywna, ale oczywiście zagubiona i jednocześnie niezwykle silna. Czy ją pogubiłam po takim czasie? Niezbyt. Owszem, przeszła pewną przemianę, przez co stała się znośna. Osobiście wolałam jej padawana Kerina, jednak nie było nam dane długo na niego patrzeć. Denerwowało mnie słowo „młodziczki”. Czy tak trudno używać po prostu „młodziki”? Może to po prostu mój problem, a może kogoś jeszcze to drażniło? Ale jak już jesteśmy przy dziewczynkach, Viv’nia i Nima wypadły fantastycznie. Dzieci dopiero wchodzące w świat Jedi, wojen i przemocy, jednocześnie niewinne i gotowe nieść pomoc. Ich relacja z Azlinem Rellem, choć nie pokazano jej zbyt wiele, koiła moje serce. Każdy widział w nim wroga, a one? Przyjaciela i mistrza. Ponadto, mimo swojego dziecięcego wieku zachowywały się odpowiedzialnie, nie podejmując samodzielnie głupich decyzji, mogących przynieść tragiczny skutek, jak to często bywa z postaciami dzieci. Mistrz Arkoff miał swoje pięć minut w tomie Przeszłość. Nie mam o nim zbyt rozbudowanego zdania. W moim odbiorze jest zdecydowanie postacią przyjemną. Mistrzyni Sav natomiast to niezwykła Jedi. Trochę sarkazmu, doświadczenia i ładunków wybuchowych. Uwielbiam Jedi, którzy nie zachowują się, jak by mieli przysłowiowy kij w #*&$@.
Ilustracje, których autorem jest Mizuki Sakakibara są fenomenalne. Nic więcej nie mam do dodania. Zaznaczam, że tej mangi nie czytamy „od tyłu”, tylko normalnie.
Seria wypadła dość przyjemnie, choć jak wspomniałam wyżej, nie ma sensu zaczynać jej bez zapoznania się z innymi tytułami Wielkiej Republiki. To fantastyczne uzupełnienie uniwersum, godny polecenia wszystkim zainteresowanym tą częścią Gwiezdnych Wojen.
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za egzemplarz do recenzji.






Odpowiedz