Recenzja 1 sezonu „Pose” [Uwaga spoilery]

Wzbudzająca wiele emocji, amerykańska historia o tworzeniu własnej osobowości
Serial opowiada o bardzo specyficznych charakterach. Można powiedzieć, że całe społeczeństwo jest dla nas bardzo niespotykane, można też określić je jako egzotyczne.

Akcja serialu rozgrywa się w latach 80. ubiegłego wieku w Nowym Jorku. Większość obsady jest czarnoskóra, co jeszcze bardziej oddala polskiego widza od znanych mu klimatów. Dla jednych będzie to wadą tego serialu, dla innych będzie to świetna okazja, by spróbować wejść w zupełnie inny, czasami magiczny, czasami przerażający i odrażający świat przedstawiony w produkcji szanowanego, amerykańskiego reżysera- Ryana Murphy.
Ryan Murphy, wraz z innymi twórcami Bradem Falchukiem i Stevenem Canalsem, rozpisują historię na wiele głosów, śledząc losy postaci z różnych środowisk i o różnym statusie majątkowym. Polifoniczna fabuła pozwala na głębsze wniknięcie w struktury nowojorskiej społeczności i ujawnienie wszelkiego rodzaju dyskryminacyjnych zasad uniemożliwiających życie w zgodzie ze sobą. Kamera śledzi zatem losy Blanki (Mj Rodriguez), zakładającej nowy dom i szukającej zagubionych dusz, którym będzie starała się pomóc zarówno na płaszczyźnie materialnej, jak i emocjonalnej. Do jej podopiecznych będą należeli między innymi młodziutki Damon (Ryan Jaamal Swain), wypędzony z domu przez ojca za “sodomię” i skazany na uliczne życie, ale też Angel (Indya Moore) prostytuująca się przez doskwierającą jej biedę. To dzięki temu będzie mogła poznać korzystającego z jej usług nowobogackiego Stana (Evan Peters), co z kolei pozwoli wejrzeć widzom także w świat socjety białych “mężczyzn sukcesu”, utrzymujących żony z dziećmi na przedmieściach i jednocześnie posiadających tabuny kochanek na każde zawołanie. A że Stan przy okazji rozpoczyna karierę w Trump Towers, to zapewne przypadek i żadna złośliwość ze strony twórców.


Za dnia dostosować się do rzeczywistości dyktowanej przez białą, heteronormatywną, amerykańską społeczność. W nocy zaś być sobą. Właśnie dzięki balom. Popularna w Nowym Jorku subkultura zrzesza osobowy biorące udział w tzw. balach, czyli imprezach stylizowanych na pokazy mody. Uczestnicy bali ubierają się wedle ustalonego motywu danej imprezy, czyli kategorii. Gdy zaś przychodzi wieczór, na parkiet wychodzą jako przedstawiciele wybranego „domu”, swego rodzaju niewielkich komun społecznych, których członkowie, na czele z matką, wzajemnie się wspierają. Nie tylko w kwestii szalonych nocnych imprez. W serialu „Pose” w rolę jednej z matek wciela się doskonała Dominique Jackson.

Wydawać się może, że Pose to kolejna produkcja o wykluczeniu osób LGBT, traktowaniu ich jak pariasów, wyrzutków niegodnych zaufania. Naturalnie te wątki są podejmowane, niemniej jednak twórcom udaje się nareszcie zróżnicować obserwowane postacie, nie traktując ich jak jednorodną masę posiadającą te same lęki i marzenia. Co więcej, nawet na łonie omawianej społeczności pokazywane są pęknięcia, gorsze traktowanie transseksualistów przez gejów (“knajpiana” historia z początków sezonu), a także wypominanie sobie “męskiej” przeszłości, gdy tylko dojdzie do niesnasek.
Mimo że padają frazesy dotyczące walki o siebie, o potędze marzeń i jednym życiu, które trzeba przeżyć do utraty tchu, to wreszcie bohaterowie są ludźmi z krwi i kości. Jasne, że Murphy i spółka mają ciągoty edukacyjno-moralizatorskie, co w kontekście takiej tematyki jest dość zrozumiałe, lecz nie zapominają oni również o ukazywaniu błędów i nieporozumień wśród protagonistów. Niby to takie oczywiste, a i tak we współczesnych filmach, czy serialach rzadko spotykane, by lubiana przez scenarzystów osoba czasami się myliła. Daje to przecież mnóstwo możliwości do pełnego zrozumienia ich dylematów i trudów, z którymi muszą się zmagać na co dzień.

Widać to szczególnie w postaci wspomnianego Stana, bodaj najbardziej zagubionego bohatera Pose, rozdartego między “mentalnością” suburbii a zasmakowaniem seksu z osobą nieheteronormatywną. Niby mężczyzna spełnia marzenia, pracuje w korpo i stać go na drogie prezenty dla żony, lecz w tym samym czasie umawia się na schadzki i oddaje fantazjom, które zapewne wcześniej traktował jako grzeszne. A że sceny z udziałem Stana i Angel okraszone są fantastyczną ścieżką dźwiękową w postaci piosenek Kate Bush oraz Bryana Ferry’ego, to tym bardziej twórcom udaje się oddać emocjonalny stan osoby niepostępującej w zgodzie z etyką, zwykłego karierowicza i zdrajcy, na którego mimo wszystko należy spojrzeć z odrobiną współczucia.

Elektra Abundance stoi na czele House of Abundance (Dom Obfitości). Jej dom ma na koncie szereg balowych trofeów, zaś ona sama walczy o tytuł matki roku. Jedna z jej podopiecznych, Blanca Rodriguez (MJ Rodriguez), postanawia odejść i założyć swój własny dom.Huse of Abundance planuje odzyskać należne sobie trofeum, które na ostatnim balu im odebrano. Dlatego ich matka, Elektra Abundance (Dominique Jackson), przywłaszczając pomysł jednej ze swoich córek, postanawia, że na następnym balu wszyscy pójdą jako rodzina królewska. Problem w tym, że nie mają strojów. Na szczęście głowa ich domu doskonale wie, gdzie je zdobyć – z muzeum. Jej szalony plan, aby schować się w tym przybytku wystawienniczym i po jego zamknięciu zwinąć z wystawy wszystkie nadające się stroje, nie powinien się udać. A jednak. Z workami ciuchów, członkowie House of Abundance pędzą na bal, aby odebrać należne sobie trofeum. To, że później ich aresztują? A kogo to obchodzi, skoro będą najlepsi?
Na drugim biegunie stoi Stan Bowes (Evan Peters), który, choć mieszka w tym samym mieście, co uczestnicy balów, należy do całkiem innego świata. Żona, dwójka dzieci, dom na przedmieściach. Bowes marzy o karierze i pieniądzach, rozpoczyna pracę w imperium Donalda Trumpa. Trafia pod skrzydła cynicznego Matta Bromley’a (James Van Der Beek). Spotkanie z Angel (Indya Moore), członkinią Domu Evangelista, uświadamia mu, jak niewiele wie o samym sobie i jak bardzo próbuje dopasować się do sztywnych ram i oczekiwań świata, w którym żyje.

„Pose” zatopiony jest w kolorowej, kiczowatej stylistyce lat 80. i złotej ery disco. W tle pobrzmiewają hity Diany Ross, Whitesnake, Kate Bush czy Whitney Houston. Jest jeszcze bardziej kolorowo niż w „Glow” i odważniej niż w „Paryż płonie” z 1990 roku.
Również jako silne jednostki, zdolne do przezwyciężania barier. Serial odziany jest w doskonale znaną z jego wcześniejszych produkcji estetykę, także lśni od nadmiaru barw, kostiumów, kołysze się w rytm wielkich hitów Diany Ross, czy Whitney Houston. Kadry rozrywane są przez tkwiącą w nich energię, pękają od przeładowania szczegółami, ale oczywiście jest również miejsce na trudniejsze momenty. Udało się z balansować dawkę uśmiechu i łez, tworząc mieszankę iście wybuchową.

Pose jest produkcją ze wszech miar godną polecenia. Nie należy jej traktować tylko jako kolejnej lekcji z tolerancji, to byłoby wysoce niesprawiedliwe. To przede wszystkim bardzo solidnie zrealizowana opowieść o ludziach, którzy nie ze swojej winy trafili na dno i próbują się stamtąd wydostać. Twórcom udało się kompleksowo przedstawić problemy dotykające społeczność transseksualistów końca lat 80., ale wydaje się, że nadal większość z tych zagadnień mogłaby być powtórzona również w kontekście współczesności. Murphy jak zwykle praktykuje widmontologię stosowaną, wyciągając na światło dzienne i wprowadzając do mainstreamu głosy niesłyszanych i marginalizowanych. Upodmiotawia ich i buduje przestrzeń do prezentacji samych siebie, a jednocześnie nie zapomina o niezbędnych walorach rozrywkowych serialu, czym po raz kolejny udowadnia, że jego propozycje nadal wnoszą wiele do prowadzonych obecnie debat na temat równouprawnienia.

Autorka: Ala S.

Jestem miłośnikiem fantastyki oraz świata Pokemonów i uniwersum Marvela. W wolnych chwilach lubię oglądać mało znane produkcje, o których nikt nie słyszał.
0
Would love your thoughts, please comment.x