Drugi tom cyklu komedii kryminalnych, Autokorekta. Wydawnictwo na skraju upadku wpadło na pomysł warsztatów pisarskich dla autorów kryminałów, w głuszy pod czeską granicą.
UWAGA! Recenzja może zawierać spoilery z pierwszego tomu, zatytułowanego Nagle Trup.
W wydawnictwie JaMas pojawiają się niemałe problemy finansowe, z którymi jak najszybciej należy się uporać. Są to skutki uboczne zgonu redaktora i niefortunnych działań ojca dyrektora. Pracownicy wpadają na pomysł przeprowadzenia warsztatów na “dalekim wygwizdowie” bez zasięgu. Wszystko idzie w miarę gładko… oczywiście, dopóki nie pojawia się tytułowy denat.
Jedno jest pewne – Marta Kisiel nie cierpi na “syndrom drugiego tomu”. W sumie czytało mi się go nawet lepiej niż Nagle Trup! Może to dlatego, że było mniej bohaterów i mogłam bardziej skupić się na poszczególnych osobach. Część z nich znałam z poprzedniego tomu; Michał Mogiła, Arek Krawczyk i Wojciech “Sztywny” Szumski. Oczywiście, jest więcej postaci powracających, ale z tymi spędzamy najwięcej czasu. Nie zmienia to faktu, że nowi bohaterowie też są pięknie napisani, niepozbawieni przywar, lekko ukazani w krzywym zwierciadle. Dużo zyskał w moich oczach Szumski; mimo braku kompetencji miękkich, zawsze przyda się osoba, mająca argumenty na wszystko i siłę spokoju. Z nowych bohaterów… cóż, każdy miał swoje przywary (i to spore), które ukazywały się prędzej, czy później. Wychodzi na to, że nie za bardzo mieliśmy ich polubić.
Humor tej książki idealnie trafia w mój gust. Począwszy od świetnych ripost Sztywnego i Boligłowy, przez cudowne nawiązania między innymi do Muminków i Shreka, aż do rozwiązania wątku, który pojawia się w prologu. Cud, miód i orzeszki! Kilka razy śmiałam się tak mocno, że mama stwierdziła, iż mam podzielić się radością. Co oczywiście zrobiłam (mając nadzieję, że kiedyś też to przeczyta). Wiele daje w niektórych momentach element zaskoczenia oraz młodzieżowe wyrażenia, wzmacniane czasem przekleństwami (jak np. “Jebło to jebło, na ciul drążyć temat”).
Przyznam szczerze, że prolog trochę mnie skonfundował. Dzieje się w czasie teraźniejszym, potem mamy rozdział pierwszy, który jest dwa miesiące wcześniej i przez długi czas myślałam, że coś autorce nie wyszło i nasi biedni bohaterowie mieli prawie trzymiesięczny listopad! W pewnym momencie tak się zaczytałam, że przeczytałam 12 rozdziałów jednym ciągiem (i zapomniałam o rozwieszeniu prania, ale czego się nie robi dla dobrej lektury). Zasmucił mnie lekko brak opisania konfrontacji Szumskiego z ojcem dyrektorem, u którego trzeba było wymóc zgodę na zorganizowanie warsztatów. Biedaczek długo się do tego przygotowywał, a po samym wydarzeniu ciśnienie skoczyło mu do dwustu. Pozostaje nam tylko domyślać się, przez jakie piekło musiał przejść. Z kolei ze świetnych scen muszę przywołać każdą, w której zwykle spokojny Mogiła dostaje szału (z reguły podczas przebywania z autorami) oraz trening na świeżym powietrzu prowadzony przez krasnoludzką sekretarkę. Sama nie wiem, czy wyszłabym z niego żywa.
Wtem Denat miał premierę 25 października. Można go kupić m.in. na stronie wydawnictwa czy w Empiku. Autorką jest Marta Kisiel, a wydania podjęło się Wydawnictwo Mięta, któremu serdecznie dziękuję za przesłanie egzemplarza do recenzji. A Wam, drodzy czytelnicy, życzę miłej lektury! Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, Raptem Zwłoki.
Odpowiedz