Shirleen to typowa rockowa dziewczyna, która wiele w życiu przeszła. Stara się zapomnieć o tym, czego doświadczyła, jednak przeszłość nadal ma na nią spory wpływ. Jest sama, nie ma faceta, do momentu, kiedy poznaje tajemniczego, przystojnego Mosesa. Jak potoczy się to przypadkowe spotkanie?

Kobieta adoptowała dwóch nastolatków, Sniffa i Roama, którzy stali się dla niej całym światem. Podczas zakupów poznaje przystojnego i wyjątkowo bezpośredniego mężczyznę, który proponuje jej randkę. Koledzy z pracy zauważają wahanie u przyjaciółki i wraz ze swoimi żonami zaczynają interweniować. Bowiem bardzo zależy im na jej szczęściu. Co z tego wyniknie? Uda się zeswatać tych dwoje?

Książka zaskoczyła mnie pozytywnie, gdyż bardzo szybko ją pochłonęłam, wręcz w ciągu kilku godzin. Następnie ogarnęło mnie znajome uczucie smutku, że to koniec… Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak prosta i zwykła historia tak mnie wciągnie. Opowieść daje nam możliwość lepiej poznać historię głównej bohaterki. Mamy okazję zobaczyć jej mocną, nierozerwalną więź z przybranymi synami oraz traumę z przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć, a rany wręcz otwierają się na nowo każdego dnia.

Czy tajemniczy czarnoskóry przystojny brunet, który celowo wjechał w jej wózek sklepowy swoim, poskłada jej serce na nowo, by znów mogła kochać? On wie wszystko o jej przeszłości, ale interesuje go obecna Shirleen, nie ta, którą była wcześniej… Przed nim nie lada wyzwanie, musi przekonać dziewczynę, że jego intencje są szczere. Czy mu się uda?

Koniec dość mnie zszokował. Nie spodziewałam się, że tak to się wszystko potoczy. Wyobrażałam sobie, jak mogła się skończyć ta historia, ale na taki obrót spraw bym w życiu nie wpadła.

Jednak zakończenie okazało się w miarę satysfakcjonujące i dobre. Książkę czyta się dość szybko, nie ma zbyt długich rozdziałów, a w dodatku przepełniona jest masą świetnego poczucia humoru. Polecam bardzo!