Księżniczka w ukryciu, czyli recenzja książki „Księżniczka incognito”

Księżniczka incognito to książka opowiadająca o życiu zwyczajnej dziewczyny, która ma ambicje i cel w życiu.

Obiecała zmarłej matce, że dostanie się do Rosewood Hall i nie tylko na obietnicy się skończyło. Lottie wyjechała więc do szkoły, w której dzieje się cała magia. Autorką jest Connie Glynn, a książka została wydana za pośrednictwem wydawnictwa Insignis. Jest to pierwszy tom z serii Kroniki Rosewood.

Po Rosewood Hall krążą pogłoski, że uczęszcza tam księżniczka Maradawii, jednak nikt nie wie, kto nią jest. Podejrzewają Lottie, która zawsze marzyła o zostaniu księżniczką, więc nie wyprowadzała z błędu kolegów ze szkoły. Nie wie jednak, że prawdziwa księżniczka to tak naprawdę jej współlokatorka, która nie chce, aby inni wiedzieli, że ona to ona.

Książka zdecydowanie zaskakuje. Zaczyna się bardzo niewinnie, można wręcz rzec, że zwyczajnie. Osobiście sam początek nie porwał mnie jakoś bardzo, ale mimo to dałam książce szansę i słusznie. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to forma pisania książki, która jest bardzo przejrzysta i łatwa w odbiorze, dzięki czemu jest to dobry wybór dla młodszych dziewczyn, które jednak nie sięgają jeszcze po zbyt wyszukane i ambitne dzieła: nie oszukujmy się, to przecież książka o księżniczkach, więc grupy docelowej nie szukałabym raczej w dorosłych, co jednak nie oznacza, że nie mogą sięgać po nią.

Wracając do wcześniej wspomnianego początku książki. Historia rozkręca się i rozkręca i zanim tak naprawdę wydarzy się coś zaskakującego to mija trochę czasu, przez co osobiście dłużyła mi się momentami. Mimo to ma coś w sobie, przez co nie odłożyłam jej od razu i czytałam nadal.

Historia jest w porządku: księżniczka nie chce się ujawniać, przez co jej tożsamość owiana jest tajemnicą, to jak najbardziej na plus. Cała otoczka wokół tego, jaką jest przygotowanie Lottie do życia jako portmanka jest ciekawa, ale czasami w moim odczuciu na siłę przedłużana, choć niektórym może się podobać bardzo duża ilość szczegółów — mnie interesują raczej konkrety.

W kwestii bohaterów zdziwiła mnie postać Ellie, którą postrzegałam na początku za zarozumiałą i zadufaną w sobie księżniczkę. W trakcie czytania zmieniłam o niej zdanie diametralnie i zaskoczyła mnie pozytywnie.

Co do samej estetyki i wyglądu książki: bardzo podoba mi się okładka, która jest po prostu prześliczna i zachęciła mnie do przeczytania pierwszej części bez zagłębiania się w opis. Wygląda na półce prześlicznie i widać, że autor okładki się postarał. Szata graficzna początków rozdziałów też jest ozdobna, ale nie przesadzona. Literki są duże, więc znacznie ułatwi to czytanie.

Podsumowując, jestem zadowolona z tej książki, choć czasami staje się monotonna, ale mimo to zaskakuje i uważam, że jest warta przeczytania, szczególnie przez młode dziewczyny lub po prostu ludzi fascynujących się historiami o księżniczkach. Jestem na tak i mimo wszystko oceniam książkę pozytywnie.

0
Would love your thoughts, please comment.x