Nie było sensu wracać – recenzja filmu „Droga bez powrotu. Geneza”

Droga bez powrotu. Geneza reklamowana jest jako reebot popularnej niegdyś serii slasherów. Niestety z serią tą ma wspólnego jedynie to, że bohaterowie gubią się w lesie.

Jennifer wraz z grupą przyjaciół wybierają się na wędrówkę szlakami u podnóża Appalachów. Mimo ostrzeżeń otrzymywanych przez tubylców zbaczają ze szlaku i napotykają odizolowaną społeczność. Jak można się domyślić spotkanie to nie skończy się dobrze dla bohaterów filmu. Tymczasem tropem zaginionej dziewczyny rusza jej ojciec, również zagłębiając się w skrywające tajemnice lasy.

Tak pokrótce można opisać fabułę filmu, która niestety nie sili się na oryginalność. Podobne motywy widzieliśmy już wielokrotnie, chociażby w pierwszej wersji Drogi bez powrotu, która jest o niebo lepsza niż powyższy obraz. Wszystko odbywa się według prawideł gatunku, bohaterowie popełniają najgłupsze decyzje z możliwych, sami ściągając na siebie kłopoty.

Niestety nie jest ani ciekawie, ani strasznie. Nawet śmierci kolejnych bohaterów nie są przedstawione w jakiś spektakularny sposób. Jednym z najjaśniejszych punktów filmu jest główna aktorka Charlotte Vega. Wyciąga ze swojej postaci maksimum i przynajmniej daje się zapamiętać.

Podsumowując Droga bez powrotu. Geneza jest kiepskim nawiązaniem do znanej serii. Twórcy chyba chcieli się podpiąć pod dość znaną markę, niestety w żadnym stopniu nie nawiązując do poprzednich odsłon. Podtytuł Geneza wydaje się dodany na siłę i z tego co wiem, nie ma go w anglojęzycznej wersji. Jest to film tylko dla fanów gatunku, jednak ostrzegam, że nie ma w nim nic, czego oglądający horrory widz już by nie widział.

Od lat zainteresowany fantastyką i historią. Z czasem z czytelnika stałem się również twórcą. Pisuję szeroką pojętą fantastykę i horror, a także dzielę się z recenzjami obejrzanych filmów, przeczytanych książek i komiksów.
0
Would love your thoughts, please comment.x