Początek końca – recenzja komiksu “Sandman. Panie Łaskawe”

Każda dobra historia gdzieś się zaczyna i kończy. Seria Gaimana powoli zmierza w tym tomie ku końcowi, z wątkiem Lyty Hall na przedzie. I to w jakim stylu!

Album zawiera zeszyty #63-69 oryginalnej serii Sandman. Ich autorem jest Neil Gaiman, a przełożenie na język polski zawdzięczamy Paulinie Braiter. Z kolei rysunki to prace następujących osób: Marc Hempel, Richard Case, D’Israeli, Teddy Kristiansen, Glyn Dillon, Charles Vess, Dean Ormston, Kevin Nowlan. Wydania w nowej odsłonie podjęło się wydawnictwo Egmont, któremu bardzo dziękuję za przesłanie egzemplarza do recenzji.

W tej części historia krąży wokół znanej z drugiej części Dom Lalki, Lyty Hall i jej synka – Daniela. Pewnego wieczoru, gdy kobieta dała sobie chwilę wytchnienia i zostawiła chłopca pod opieką Rose, okazuje się, że zniknął. Policja jest bezradna i wtedy matka zwraca się o pomoc do Pań Łaskawych, znanych także jako Furie oraz Erynie. Wtedy ich celem staje się Morfeusz, Sen z Nieskończonych. Czy Śnienie przetrwa tę wojnę?

Panie Łaskawe to najgrubszy z tomów, wydanych w głównej serii. Patrząc na mnogość wątków i postaci, które tam się pojawiają, nie jest to nic dziwnego. Przez historię tego albumu płynie się jednak tak samo przyjemnie jak przy poprzednich – wciąga i trzyma, od pierwszej do ostatniej strony. Tu niestety zdążyłam sobie zaspoilerować niektóre wydarzenia. Zapomniałam, że wstępy do Sandmana najlepiej czytać po lekturze całości. Cóż… zdarza się. Mimo tego, komiks zaskoczył mnie kilka razy, głównie pozytywnie, w kwestiach dotyczących bohaterów i ich losów. Spotykamy wiele postaci z poprzednich tomów (ukazanych także w serialu) – Hoba Gadlinga, Paula McGuire’a, Alexa Burgessa, Rose Walker i innych. Całość jest podszyta gorzkimi nutami, utratą oraz śmiercią.

Prolog do historii był bardzo miłym wprowadzeniem – jeden ze Śniących został omyłkowo wzięty za gościa Morfeusza i oprowadzony po Śnieniu przez Luciena. Ucieszyłam się, przypominając sobie przy okazji Sandman: Dreamcast, zwłaszcza, że zostały tam zawarte cytaty z komiksów. Osobiście wyczekuję każdej sceny z nadwornym bibliotekarzem, więc bardzo mi miło, widząc jego większą obecność. Tak samo zareagowałam, widząc Matthew oraz Merva. Mają swoje wyjątkowe zachowania i bardzo zapadają w pamięć, są to wspaniali bohaterowie Śnienia. Dowiadujemy się także trochę więcej o samym wymiarze, upływie czasu, nazwach dni tygodnia (jak środynia, czy nigdziela), niektórych prawach i miejscach.

Jeśli chodzi o rysunki, są one mniej więcej typowe dla albumów Sandmana. Mimo wielu twórców, mają w sobie wspólny pierwiastek, jedną koncepcję, dzięki czemu całość jest spójna.
Mój mózg czuł się trochę oszukany, gdy w jednej scenie był Koryntczyk, Lucien i Kain – wszyscy trzej byli wysocy i w okularach, przez co w mniej szczegółowych scenach mylili mi się. Jednak ogólnie rzecz biorąc, są to naprawdę przyjemne ilustracje, ukazujące to, co powinny.

Podsumowując: znowu dobrze spędziłam czas, czytając 9 tom serii Sandman. Przeplatające się wątki złożyły się w jedną całość, pożegnaliśmy kilka postaci, czy dowiedzieliśmy się o nich kilku rzeczy. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na ostatnią część. Polecam wam serdecznie!

Recenzje poprzednich tomów:

0
Would love your thoughts, please comment.x