Życia ukształtowane przez cudze decyzje – recenzja „Bogobójczyni”

Jestem ogromną przeciwniczką reklamowania jednego twórcy drugim. Jak łatwo się zatem domyśleć, cudowny dopisek na okładce „idealne dla fanów Wiedźmina” wzbudził mój ogromny sceptycyzm. Czy po lekturze zmieniłam zdanie i uważam, że Bogobójczyni ma pełne prawo reklamować się prozą Sapkowskiego? Oczywiście, że nie. 

Żeby była jasność, nie zamierzam teraz pisać eseju o tym, jakim to mistrzem jest Andrzej Sapkowski i jak wielką zniewagą stanowi reklamowanie jego dziełami zagranicznej debiutantki. W głównej mierze z dwóch powodów: Sapkowski owszem stworzył niezapomniany, pełen magi świat, ale wybitnym stylem opisany nie był i wierzę, że da się pisać lepiej niż on; oraz przez to, że ja zbyt wielu cech wspólnych między Kissen i Geraltem nie znalazłam. A próba reklamowanie przypadkowego dark fantasy marką zabójcy potworów mija się z celem.

To tyle w kwestii żali co do samego marketingu. Uprzedzając fakty – żadnych innych także już nie będzie. Hannah Kaner faktycznie daje się poznać światu z ogromnym rozmachem, a jej powieść to jeden z najlepszych debiutów, jakie miałam okazję czytać. Choć jednocześnie nie jest zupełnie tym, czego się spodziewałam. Owszem, sama fabuła bywa dość mroczna i brutalna, a bohaterowie nie są chwalebnymi herosami. Nie jest to jednak typowe dark fantasy, a raczej rodzaj fantastyki, który albo się kocha, albo nienawidzi. Bogobójczyni od Hannah Kaner to bowiem nic innego, jak opowieścią drogi. Pomimo dość gwałtownego i szybko rozegranego prologu, wartkiej akcji w książce jest niewiele. Całą opowieść, tragizm oraz nadchodzącą grozę odkrywa się nie przez wydarzenia, a dzięki bohaterom. Sam świat nie jest w mojej opinii szczególnie oryginalny  czy wyróżniający się na tle innych. Jednak w ogólnym rozrachunku nie gra on tak wielkiej roli. Jeżeli dacie Bogobójczyni szanse, to nie pokochacie jej za opisy wyniszczonych wojną miast, ale za postacie. 

Wszyscy bohaterowie są… pęknięci, uszkodzeni, wadliwi. Przy tym każde z nich miało początkowo jasno wyznaczony cel w życiu i ściśle określone wartości. Podczas tej wspólnej podróży to nie wściekłe bóstwa są ich największym problemem, ani nawet demony. Tylko fakt, że muszą sobie poradzić ze strzaskaniem własnego światopoglądu. Krystalicznie czysty mur wiary i przekonań zaczyna pękać, gdy przychodzi im stanąć oko w oko z rzeczywistością, na którą nie byli gotowi. Bo czy rycerz, przysięgając wierność władcy, naprawdę powinien popełnić dla niego samobójstwo? Co jeśli obcy ludzie zaczną okazywać dobroć wobec veigi, skazanej kiedyś na rzeź? Co stanie się z arystokratką, która pierwszy raz w życiu opuściła mury rodzinnego domu i nie ma teraz możliwości powrotu? W jaki sposób bóstwo całe życie marzące o świątyni może się jej wyrzec? 

Zarówno świat, jak i cały problem zdają się być jedynie tłem dla przypadkowej grupy ludzi, których wzajemne poznawanie się stawia pod znakiem zapytania wszystkie dotychczasowe decyzje. Im wszystkim w pewnym momencie runął cały świat i wbrew wszelkiej logice poskładał się na nowo. Są nie mniej zagubieni w samych sobie niż większość czytelników sięgających po ich historię. 

Czy przemawiają przeze mnie emocje? Być może, bo jestem oczarowana tym debiutem. Bohaterowie, których stworzyła Kaner uczynili tę książkę wyjątkową. W każdym z nich da się odnaleźć rysę podobną do tej na własnej skórze, a jednocześnie z nikim się nie utożsamiać. To jest właśnie powód, dla którego powinno dać się szansę Kissen, Elo, Inarze i Skediemu.  Wędrując przez wyniszczone boską wojną miasta, nie raz w głowie pojawia się pytanie o to, gdzie leży granica między dobrem ogółu a ludzkim okrucieństwem. 

Bogobójczyni  to wybitny debiut i wspaniała opowieść drogi mówiąca o tym, jak trudno jest ukształtować własne życie na nowo. Wbrew sugestywnemu dopiskowi na okładce, książka nie przypomina Wiedźmina, zwłaszcza stylem pisarskim, bo autorka pióro w porównaniu z Andrzejem Sapkowskim ma zdecydowanie lżejsze. Będę obserwować jej karierę i z niecierpliwością wypatrywać nowych tomów. 

Dziękuję Wydawnictwu Jaguar za egzemplarz recenzencki.

Patrzyłam na ludzi zupełnie na wylot. Widziałam żebra, jelita, nawet całe gałki oczne. Tylko serce trafiało się jakoś rzadko...
0
Would love your thoughts, please comment.x