Co się stało ze starym światem? – recenzja „Czerwonej Baśni”

Czytaliście kiedyś dzieła Braci Grimm? Te prawdziwe, oryginalne. Gdzie ze szklanych pantofelków lała się krew, śpiącej królewny wcale nie obudził książę, a ukochany roszpunki tułał się po świecie z pustymi oczodołami? Jeśli tak i spodobały Wam się, to mam dobrą wiadomość. Pewien Las zaprasza Was do siebie. Wejdziecie?

W pewnej wiosce był obyczaj. Obowiązywał w czasach, kiedy jeszcze słyszano w lesie klaskanie, w południe unikano wychodzenia w pole, a kobiety szeptały o wilku, który uśmiechał się jak człowiek. Każdego roku, pierwszego dnia lata, wieś wspólnie wybierała jedną dziewczynkę. Nie najładniejszą, nie najzdolniejszą. Wybór zawsze padał na najbrzydszą w wiosce. Taką, której nikt nie chciał. Nawet jej rodzice. Ubierano ją w czerwoną pelerynę, aby była dobrze widoczna i wysyłano do lasu. I tak, na przestrzeni lat, dziesiątki Czerwonych Kapturków wędrowały tam, gdzie czekała na nie Ta.

Gdybym miała podać swoje pierwsze skojarzenie do całej tej pozycji, to powiedziałabym, że to historia o tym, jak Mały Książę spotkał Babę Jagę. Wiktoria Korzeniewska stworzyła mroczny, niebezpieczny i oddychający słowiańską magią świat, który do samego końca pozostaje nieodkryty. Gdzie na ścieżce zawsze można spotkać Licho, Zły Wilk nie jest tylko postacią z bajek, Horyzont ma coś z kota, a Baba Jaga naprawdę je dzieci. Z każdą kolejną stroną, każdym kolejnym krokiem w głąb Lasu czuje się coraz wyraźniej, że nie ma już odwrotu. 

Czerwona Baśń jest przeznaczona zdecydowanie dla starszych czytelników i to nie tylko przez snującą się pomiędzy słowami grozę. Sposób pisania autorki może na pierwszy rzut oka wydać się ciężki i oporny, ale uwierzcie mi, warto wytrwać do końca. Opisy istot, jak i miejsc, do których trafia Gretel są poruszające i działają na wyobraźnię. Byłam w stanie własnymi oczami zobaczyć Południcę, poczuć między palcami futro Wilka i chłód bijący od desek w domku Tej. Nie byłam za to wstanie pozbyć się nieustannego poczucia niepokoju, które towarzyszyło mi podczas całej lektury. Ta książka sprawiła, że nie spojrzę już tak samo, na otaczający mnie las. Drzewa nigdy nie zaszumią tak jak kiedyś, wszystkie gałęzie będą od teraz dziwnie wygięte pod niewidzialnym ciężarem, a gdzieś z głębi już do końca świata patrzeć na mnie będą przesiąknięte dzikością oczy. 

Dla mnie była idealna i nie znajduję w niej nic, co mogłabym wyróżnić jako wadę. To unikalna, oczarowująca podróż, podczas której przychodzi nam stanąć przed wieloma wyborami oraz zastanowić się nad tym, co tak właściwie jest prawdziwe. Bohaterowie są wyraziści i niepowtarzalni. Wilk i Horyzont stali się moimi ulubieńcami już od pierwszych chwil i pozostali nimi do samego końca. Kiedyś usłyszałam o tej książce, że każdego swojego czytelnika pozostawia z traumą. Wówczas jedynie uśmiechnęłam się pod nosem, ale teraz już rozumiem. Dotarło to do mnie z ostatnim zdaniem. Droga autorko, przerywanie opowieści w takim momencie to zbrodnia i to co najmniej karalna. 

Czerwona Baśń jest przesiąknięta na wskroś zgrozą wiekowego słowiańskiego lasu, dzikością starej magii i nieodpartym przeświadczeniem, że nie jest się samym. Polecam ją każdemu, kto tylko ma odwagę po nią sięgnąć. Wejdźcie do lasu, odważcie się, ale miejcie na uwadze, że w chwili otwarcia książki, jakaś niewidzialna siła weźmie Was za rękę i zacznie prowadzić coraz dalej w jego głąb. Do momentu aż w końcu dotrze do Was, że nigdy do owego Lasu nie weszliście, a tak naprawdę pozwoliliście mu zamieszkać we własnej duszy.

Patrzyłam na ludzi zupełnie na wylot. Widziałam żebra, jelita, nawet całe gałki oczne. Tylko serce trafiało się jakoś rzadko...
0
Would love your thoughts, please comment.x