11 lipca 2025 roku, premierę miał film Superman, w reżyserii Jamesa Gunna. Produkcja spotkała się z falą krytyki odnośnie różnic między wizjami Gunna i Snydera. Jednak pojawiło się również wiele pozytywnych komentarzy. To jak? Warto obejrzeć?
Czy aktorzy wypadli dobrze?
Co z innymi aspektami filmu?
James Gunn reżyserował między innymi Strażników Galaktyki (wszystkie części) oraz Legion Samobójców: The Sucide Squad. Przez długi czas był częścią Marvel Cinematic Universe. W 2022 roku stał się współzarządzającym DC Studios. Jeśli chodzi o Supermana, Gunn nie tylko odpowiada za reżyserię, ale i za scenariusz.
Przyjrzyjmy się zatem nowej produkcji superbohaterskiej, która wywołała niemałe poruszenie wśród fanów.
Ważnym aspektem jest fakt, że nie dostaniemy tu kolejnego origin story. Owszem, wspomniane zostało, iż dziecko, które przyleciało statkiem kosmicznym ze zniszczonej już planety Krypton, zostało adoptowane przez dwoje zwykłych ludzi, farmerów, jednak nie poświęcono na to tyle czasu ile w innych, podobnych produkcjach. Uważam, że to zaleta, nie musimy znów oglądać tego samego. Skupiono się na codzienności Supermana i tym, z czym musi się mierzyć, gdy akurat nie walczy z pozaziemską istotą pragnącą zniszczyć świat. Fabuła nie jest skomplikowana. Nie ma co oczekiwać zaskakujących zwrotów akcji i rewelacji. Główną rolę gra kryptończyk i cała otoczka wokół jego postaci.
W skrócie Lex Luthor robi wszystko, by zniszczyć bohatera. Próbuje nawet udowodnić ludziom, że Superman wcale nie jest tym, za kogo się podaje. Działania Lexa mają katastrofalne skutki.
Jak wypadli aktorzy i postacie przez nich grane?
David Corenswet jako Clark Kent/Superman, wypadł fenomenalnie. Pojawiło się wiele negatywnych komentarzy, jakoby nie dorastał Henry’emu Cavillowi do pięt. Nie zgadzam się z tym. Poza tym uważam, iż porównywanie obu panów jest bez sensu, gdyż sposoby, w jakie napisano ich bohaterów, są dość zróżnicowane. David świetnie wpasował się w rolę. Jego Superman to po prostu lepszy fizycznie człowiek, a nie bóstwo. Da się go pokonać, nie tylko kryptonitem, co nie znaczy, że to proste zadanie. Czuje ból, boi się, płacze, denerwuje, ale i wykazuje niezwykłą odwagą, niezłomnością oraz empatią. Podczas walki dba o bezpieczeństwo wszystkich dookoła. Jeśli myślicie, że rzuci w przeciwnika waszym autem, na które właśnie wzięliście kredyt, to cóż… zrobi to jedynie w ostateczności (i przynajmniej trafi). Chroniąc ludzi, nie zapomina o zwierzętach i ograniczeniu strat materialnych do minimum. Zawsze brakowało mi tego w filmach o superbohaterach. Jasne, trzeba zatrzymać atak z kosmosu, ale jak tu żyć, gdy takie inwazje zdarzają się dosyć często? To po prostu dobry człowiek, zbyt dobry i naiwny na ten świat. Może właśnie kogoś takiego ludzkość potrzebuje. Symbolu nadziei i czystego serca. Może brzmi to cukierkowo, ale kim innym ma być Superman? Bohaterem, który pokazuje swoją dominację, czy takim, co sięga po przemoc w ostateczności? Jako Clark Kent, dziennikarz Daily Planet nie miał zbyt dużo czasu ekranowego. Mimo to, trochę nierozgarnięty, lecz pewny siebie świetnie uzupełniał swoją część osobowości okrytą peleryną.
Pojawiło się wiele komentarzy, na temat sposobu leczenia Supermana. Wystawiony na promienie słoneczne, krzyczy z bólu, a przecież słońce dodaje mu sił. Owszem, ale gdy wszystkie połamane kości, zerwane ścięgna, naciągnięte stawy naprawiają się w kilka sekund, mają prawo trochę boleć. To właśnie te detale sprawiają, że Superman bardziej przypomina człowieka, niż potęgę, która mogłaby zmiażdżyć ludzkość, gdyby nie jej łaska.
Rachel Brosnahan jako Lois Lane, również okazała się świetnym wyborem. Dziewczyna Supermana. Każda chciałaby być na jej miejscu, ale czy na pewno? W filmie pokazano, że związek tej dwójki nie jest zero-jedynkowy. Pojawia się miłość, ale są także konflikty. Postać Lois przypadła mi do gustu między innymi dlatego, że pokazano ją, jako kogoś więcej niż tylko ukochaną głównego bohatera. Przede wszystkim, jej roli nie sprowadzono do bycia damą w opałach. Wręcz przeciwnie. W końcu drobna kobieta, bez mocy i sprzętów postanowiła, że NIE skoczy na głęboką wodę, w największe niebezpieczeństwo, aby potem ktoś musiał ją ratować. Wykorzystując swoje mocne strony, pomogła, nie utrudniając. Ponadto jej ostrzejszy charakter świetnie kontrastuje z osobowością Supermana.

Nicholas Hoult okazał się niezawodny w roli Lexa Luthora. Jego postać to niezwykle inteligentny biznesmen i naukowiec z obsesją na punkcie Supermana. Nic go nie może zatrzymać, gdy upatrzy sobie cel. Bezwzględny i samolubny. Kompletne przeciwieństwo głównego bohatera. Zwodzi, kłamie, niszczy, ludzie to dla niego tylko produkt do wykorzystania. Być może, trochę przerysowano ten wizerunek, jednak nie uważam tego za wadę. Mimo iż nie stoję po stronie złoczyńców, dobrze oglądało się Lexa i jego działania. Nie jest głupi. Jego poczynań nie przyćmiła nienawiść do Supermana. Nie dlatego przegrał. (Bo to, że dobro zawsze wygrywa to wiadome od początku). Po prostu nie wziął pod uwagę jednego szczegółu. To wszystko.

Superman mógł liczyć na pomoc innych bohaterów. Zachowano jednak równowagę, nie przytłoczono głównego bohatera, jednocześnie dodając ciekawe urozmaicenie.
Edi Gathegi okazał się idealnym wyborem do roli, jaką jest Mister Terrific. Sama postać również wprowadziła wiele do fabuły. Mimo iż bohater to wysoce inteligentny naukowiec, a jego umiejętności technologiczne są niezastąpione, przedstawiony został w sposób naturalny. Co mam na myśli? Nie jest to kolejny nerd, którego jedyną cechą osobowości są komputery. Mister Terrific to dosyć wyluzowany, z własnymi wartościami obrońca ludzkości.
Nathan Fillion to zaskakujący wybór na postać Zielonej Latarni, a jednak okazał się trafny. Guy Gardner, bo tak nazywa się bohater, sprawia wrażenie tego jednego dzieciaka, który mógłby znęcać się nad słabszymi w szkole. Na szczęście stoi on po stronie dobra, choć jego osobowość nie do końca jest krystalicznie czysta. Ale to dobrze. Mając nieskalanego złą myślą Supermana, przyda się ktoś taki jak Guy. Zielona Latarnia wniosła do filmu subtelny humor.
Isabela Merced jako Hawkgirl nie porwała mnie. Uważam, że pasują jej skrzydła, maska i krzyk jastrzębia, niemniej nie przyłożono się zbyt do jej postaci. Odniosłam wrażenie, iż była tam po to, by Guy miał z kim się kłócić o nazwę grupy.
Anthony Carrigan jako zmiennokształtny Rex Mason bardzo mi się spodobał. Polubiłam jego wrażliwą postać. Pokazuje też, że warto wierzyć w dobro.
Na wspomnienie zasługują również:
Skyler Gisondo, czyli Jimmy Olsen, przyjaciel Clarka. Uważam, że aktor został dobrany perfekcyjnie. Ponadto sama postać Olsena również miała duży wpływ na fabułę filmu. Nie pozostawiono go, jako bohatera tła, choć przyznam, że na początku bałam się, iż tak właśnie będzie.
Bardzo spodobało mi się, w jaki sposób James Gunn przedstawił rodziców Kenta.
Pruitt Taylor Vince jako Jon i Neva Howell jako Martha zachwycili mnie swoim występem. Ukazano ich jako prostych, starszych ludzi z farmy, którzy średnio rozumieją technologię. To po prostu mili i kochani rodzice, którzy zrobią wszystko, co w ich mocy, aby zaopiekować się synem. Zaopiekować się, a nie rzucać za nim w niebezpieczeństwo. To spokojne małżeństwo wprowadziło ciepły i przytulny klimat do filmu. Razem z Clarkiem pokazali obraz kochającej rodziny. Prawdziwy obraz, a nie przerysowany.
Ważną postacią jest również Krypto. Piesek należący do Supergirl, będący tymczasowo pod opieką Supermana. Warto dodać, iż zwierzę zostało stworzone całkowicie za pomocą CGI. Ma moce, jak na kryptońską istotę przystało. Właścicielka nie przyłożyła się do wychowania go, przez co Clark ma z nim urwanie głowy. Uważam, że dodanie tego wątku, wzbogaciło film. Pies okazał się elementem nie tylko humorystycznym, ale pokazującym, że współpraca może być zaskakująco owocna.

Oprócz jasnego filtra, nałożonego na film, widzimy kontrast między tym Supermanem, a innymi produkcjami z uniwersum DC. Nie jest mrocznie, za to zachowano klimat komiksów. Subtelny humor nie przytłacza, a James Gunn wcale nie zrezygnował ze smutnych zakończeń. Oczywiście film kończy się dobrze, ale czy dla wszystkich? Spokojnie, nie chodzi o Krypto.
Ponadto efekty specjalne nie są przesadzone, co w dzisiejszych czasach jest wyczynem. Wszystko wygląda dosyć naturalnie, o ile można tak powiedzieć o tym wszystkim, co się działo. CGI nie bije w oczy, tylko prawidłowo wykonuje swoją rolę.
James Gunn wprowadził powiew świerzości do świata filmów superbohaterskich. Pojawiło się wiele zachwycających kadrów oraz muzyka, której brzmienie przywołuje na myśl postać Supermana. Kostiumy nie były przekombinowane. Odpowiadały komiksowym pierwowzorom, jednak nie wyglądały kiczowato.
Uważam, że film ten jest warty obejrzenia. W końcu dostajemy Supermana bliskiego komiksowym wizerunkom. Nie wszystko musi być mroczne i brutalne, zwłaszcza jeśli chodzi o takiego bohatera. Czy to film dla dzieci? Nie. Sądzę, że to produkcja dla każdego. Można wyciągnąć z niego naukę, rozrywkę i przyjemność. Mimo iż James Gunn mógł stworzyć coś jeszcze większego, postawił na opcję bezpieczną. I absolutnie mi to nie przeszkadza, bo wszystko wypadło świetnie. Czasem, zamiast przesadzić, lepiej po prostu zwolnić. A to, że film ma w sobie więcej światła niż Gotham za dnia, wcale nie musi oznaczać, że jest gorszy czy głupszy.








Odpowiedz