Młodopolski western w Zakopanem. Recenzja filmu „Niebezpieczni Dżentelmeni”

Tatrzański western w historycznej obsadzie! Niebezpieczni Dżentelmeni to dowód, że o polskiej historii i jej najznamienitszych postaciach nie trzeba snuć opowieści pisanych na klęczkach, a można do nich dodać dawkę błyskotliwego humoru.

Już w czołówce podkreślone jest, że opowiedziana historia się nie wydarzyła (choć mogła!). Wśród postaci przewija się cała plejada zakopiańskiej bohemy artystycznej. Zabawa u Witkacego kończy się… tak jak zwykle, czyli pozostawiając po sobie chmury oparów po używkach oraz zbiorową amnezję. Tadeusz Boy-Żeleński (Tomasz Kot), Witkacy (Marcin Dorociński), Bronisław Malinowski (Wojciech Mecwaldowski) i Joseph Conrad odkrywają coś jeszcze. Brak pieniędzy na wyprawę i… niezidentyfikowanego truposza. Do drzwi pukają austriaccy żandarmi, a w mieście niesie się wieść o tym, że w sąsiednim Poroninie przebywa sam Lenin.

Film Niebezpieczni Dżentelmeni bazuje na zabawie konwencjami, co jest jego esencją. Widzowie mogą podziwiać realistyczne postacie, które zostały umieszczone w niezwykle klimatycznym otoczeniu Zakopanego z początku XX wieku. Ten film to błyskotliwa komedia, która wywołuje u widza salwy szczerego śmiechu. Jednocześnie nie sposób nie podziwiać twórców za  dopracowane kostiumy, scenografię i dialogi. Miłośnicy Tatr i zimowej stolicy Polski będą się na tym seansie bardzo szeroko uśmiechali i to nie tylko z powodu kolejnych gagów. Zdjęcia plenerowe w Tatrach są przepiękne. A wszystko uzupełnia muzyka, w której słychać wyraźną, lecz nie nachalną góralską nucickę.

Fabuła jest angażująca, nie brakuje zwrotów akcji, pościgów, strzelanin i komicznych sytuacji. Mimo że wydarzenia są zmyślone, to sposób, w jaki zostają przedstawione lub przerysowane, doskonale oddaje realia osobliwej epoki, jaką była Młoda Polska.

Nie sposób nie docenić obsady, która stworzyła wiarygodne kreacje swoich postaci, a jednocześnie potrafiła skutecznie rozbawić widza. Szczególne ukłony należą się Marcinowi Dorocińskiemu, Wojtkowi Mecwaldowskiemu i Andrzejowi Sewerynowi. Wśród postaci drugoplanowych ze świetnej strony zaprezentowała się Anna Smołowik. Kreacje czołowych młodopolskich artystów stworzyła plejada gwiazd polskiego filmu. I są to portrety z krwi i kości.

Mankamentem były nieco zbyt współczesne wyrażenia, które kilkakrotnie pojawiły się w ustach bohaterów, mocno mącąc w misternie zbudowanym klimacie epoki. Jeśli dostajemy na tyle wiarygodne kwestie, że jesteśmy w stanie uwierzyć, że Witkacy lub Piłsudski spokojnie mogli je wypowiedzieć, to dobrze jest, gdy jeden z nich nagle nie rzuca określeniem, które mogłoby walczyć w kolejnym plebiscycie na młodzieżowe słowo roku. 

Podsumowując: Zostajemy uraczeni komedią kryminalną, która zrzuca z rodzimych artystów kurz podręcznikowej nudy, a z historii i kultury czyni bazę, z której można tworzyć ciekawe światy alternatywne, gdzie połączenie prawdziwego z wymyślonym tworzy iście błyskotliwą opowieść.

Muzeolog, kulturoznawca, historyk sztuki (in spe). Najchętniej czyta literaturę faktu, a gdy nie czyta to ogląda - na ekranie, scenie czy wystawie.
0
Would love your thoughts, please comment.x