Taniec to latanie. Recenzja filmu „Into The Beat: Roztańczone serce”

16 kwietnia 2021 roku na Netflixie ukazała się nowa produkcja Into The Beat: Roztańczone serce. Ona baletnica, on hip-hopowiec. Dwa różne światy, a jednak połączyła ich miłość. Brzmi znajomo? Właśnie przed chwilą streściłam Wam 90% filmów o tematyce tanecznej.

Mam wrażenie, że platforma posiada jakiś schemat filmów tanecznych. Poczujcie rytm, Wytańcz to i ostatnia premiera opierają się na tym samym. Główna bohaterka dąży do jakiegoś celu poprzez taniec, a później wdaje się w związek z jakimś chłopakiem, żeby następnie wszystko się rozsypało i by porzuciła własne plany dla przyszłości związanej z ukochanym. Oczywiście są odstępstwa od reguły.

W pierwszej z wymienionych produkcji dziewczyna nie wiąże się z kimś, kto jest jej trenerem. W drugiej natomiast protagonistka wcześniej nie była związana z tańcem. W trzecim możemy również zauważyć nawiązanie do filmu niedostępnego na Netflixie pod tytułem High Strung (Miłość zaklęta w muzyce).

Katya jest baletnicą, która pewnego dnia spotyka nieznajomych. Oferują jej naprawę roweru, który zepsuł się po drodze. Dziewczyna trafia do miejsca przepełnionego miłością i pasją. Na początku niechętnie, ale po namowach poznanej kobiety (zaoferowała jej pomoc), Katya zostaje na lekcji hip-hopu. Mimo że ten styl nie jest znany przez główną bohaterkę, postanawia się wczuć i próbuje powtarzać ruchy za innymi. Od razu dostrzega ją grupka młodych chłopaków. Od tego czasu dziewczyna nosi pseudonim Gwiazda. Poznaje też tam Marlona, który postanawia nauczyć ją, czym jest hip-hop. 

W międzyczasie protagonistka przygotowuje się do przesłuchań do szkoły baletowej w Nowym Jorku. Niestety wypadek jej ojca − Victora Orlowa − nie przyczynia się do dobrego samopoczucia. Mimo uwagi nauczycielki, że wyjątkowo promienieje, dziewczyna zdaje się być smutna, nawet gdy się uśmiecha. Czas i myśli zapełniają jej treningi z Marlonem. Przez to Katya nie skupia się na technice i dokładności ruchów podczas lekcji baletu z panią Rosebloom. Z każdym dniem coraz bardziej zagłębia się w hip-hopowy świat. Do tego stopnia, że jej dawna miłość (balet) staje się drugoplanowa.

Bohaterka jest bardzo związana ze swoją rodziną. Widać, że brat dziewczyny – Paul – to jej oczko w głowie. Zapewne było to też związane ze śmiercią ich matki. Orlow chciała zapełnić chłopcu pustkę po niej i przejęła również jej obowiązki. Myślę, że przez to oboje z nich podążyło za swoimi pasjami. Chcieli zapełnić czymś stratę bliskiej osoby. Katya, śladami ojca, zaczęła trenować balet, a jej brat piłkę nożną. Nie mogłam tylko zrozumieć, dlaczego Paul mógł zdecydować o swoim losie, a dziewczynę od dziecka we wręcz nachalny sposób zachęcano do rodzinnego tańca – baletu.

Co różni ten film od miliona innych? 

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to piękne kadry. Krajobrazy i ujęcia na miasto były cudowne. Również to, w jaki sposób uchwycono sceny tańca, jest godne podziwu. Jeśli ktoś zrobiłby stopklatkę podczas pierwszego hip-hopowego występu, a właściwie tanecznej bitwy, którą widziała Katya, mógłby wywołać to i powiesić na ścianie jako obraz. Zachwyciło mnie też ujęcie podczas ćwiczeń przy drążku. Zdaje się, że jest on całkiem zwyczajny, jednak ma w sobie coś, co zwraca szczególną uwagę. Pokazuje detal, który zwykle jest ignorowany. Twarz baletnicy. Dodatkowo całość była dla mnie bardzo emocjonalna. Odczuwałam razem z nimi, więc ten zabieg zasługuje na pochwałę, bo nie każdemu się udaje wzbudzić takie uczucia we mnie. A tutaj, muszę przyznać, płakałam razem z Katyą.

Co do samego tańca i choreografii, bo to głównie o nim jest ten film, to myślę, że wiele zależy od subiektywnego spojrzenia widza. Dla mnie najpiękniejsze były układy Katyi z Marlonem. Ponadto chemia między nimi potęgowała magię całego show. Nie potrzebowali żadnych dodatkowych elementów. To oni tworzyli historię, a historia tworzyła ich. Mamy tu kolejną część schematu takich filmów. W większości produkcji na ostatecznych przesłuchaniach widzimy coś innego, niż to, co ćwiczyli tancerze. Chociaż tutaj to uzasadniono.

Wracając do finałowego występu – moment, w którym dziewczyna ujrzała swojego ojca na widowni, był przełomowy. Jakby coś w niej pękło. Przestała się zamartwiać i skupiać na ruchach i popłynęła. Zaczęła latać. Zrobiła to, o czym mówił jej ojciec. Taniec to latanie i najpiękniejsza rzecz w życiu.

Mimo tej całej pięknej otoczki, było kilka niezrozumiałych dla mnie rzeczy, na przykład scena z tańcem na pokładzie statku w ramach samoobrony. Dość nietutejsze i bardziej żenujące niż prawdopodobne. Dodatkowo bez żadnego uzasadnienia. Wbiegli na pokład i zaczęli tańczyć. Naprawdę nie zrozumiałam tego momentu. Być może miał jakiś głębszy sens, ale reżyser mógł to zdradzić w nieco jaśniejszy sposób. Następną dość dziwną kwestią było to, że surowa pani Rosebloom, gdy tylko Katya powiedziała, że jej ojciec jest w szpitalu, dała dziewczynie dwa dni wolnego, mimo że była w złej formie i to tydzień przed przesłuchaniami. Dziwne dla mnie było też to, że kobieta, która podawała się za pielęgniarkę, została nianią, kucharką, służącą i nie wiem kim jeszcze. 

Wadą tego filmu jest również to, że nazwisko Orlow ma rosyjski wydźwięk. A to dość źle wypadają w języku niemieckim.

Rozpoczynając oglądanie tego filmu do momentu tego zepsucia roweru, myślałam, że być może będzie to coś innego. Patrząc na wypadek Victora, sądziłam, że jest nadzieja, aby ta produkcja była pełna morału na temat tego, że wypadki chodzą po ludziach i trzeba doceniać to, co się ma. Albo, że chociaż będzie wynikać z niego to, że nieważne gdzie jesteś − czy w pracy, czy poza nią − musisz na siebie uważać, bo możesz wszystko stracić. Tak się jednak nie stało. Wydaje mi się, że to celowy zabieg, aby pokazać szerszej widowni, że rodzice często spełniają własne marzenia, zmuszając swoje pociechy do czegoś, czego tamte nie chcą robić, bo im wcześniej się nie udało.

Żałuję, że wątek domu dziecka nie był rozwinięty. Praktycznie to cała przeszłość Marlona, a jedyne co wiemy to to, że tam mieszka, bo nigdy nie poznał rodziców.

Główna para nie przypadła mi do gustu. Najbardziej ze wszystkich postaci polubiłam dwóch bohaterów. Niestety nie pamiętam ich imion, ale był to duet, który trzymał się zawsze razem. Blondyn i czarnoskóry chłopak. Skojarzyli mi się z Dyludyludi i Dyludyludam z Alicji w krainie czarów. Podobne zachowanie i poczucie humoru. 

Into The Beat: Roztańczone serce polecam osobom, które obrały za cel obejrzenie wszystkich filmów o tematyce tanecznej. Według mnie jest dobrą produkcją, żeby włączyć ją gdzieś w tle i pójść coś robić, a gdy się wróci, to i tak będzie wiadomo, co się dzieje. Nada się jako film niewymagający myślenia na wieczór.

 

Miłośniczka filmów i książek romantycznych. W wolnych chwilach zajmuję się muzyką i sztuką szeroko pojętą. Od pewnego czasu w Internecie można mnie spotkać pod pseudonimem Nudati.
0
Would love your thoughts, please comment.x