Niekonwencjonalny duet zabiera nas w nieznane, by wspólnie zgłębić ludzki umysł i odkryć tajemnice wszechświata.
Nawet jeśli jest się humanistą, to uważam, że nie warto zamykać się na wiedzę, zwłaszcza kiedy to właśnie dziedzina nauk ścisłych odgrywa istotną rolę w naszym codziennym funkcjonowaniu i stale pomaga się nam rozwijać. Często jednak potrzebujemy specjalnej zachęty do zgłębiania jakiejkolwiek wiedzy, więc atrakcyjna forma nauczania staje się podstawą. Stąd też wzięło się moje zainteresowanie Śniadaniem z cząstkami, czyli nieco ponad trzystustronicową debatą przy pączkach i kawie na jeden z najbardziej zajmujących tematów, jakim jest świat kwantów. Fakt brzmi to przerażająco, aczkolwiek obietnica otrzymania kilku cennych lekcji w przystępnej formie wymogła na mnie chęć poznania bliżej wszechświata, który nas otacza. Tak więc zgodnie z zaleceniami autorów, przyjęłam zaproszenie na niezwykłe śniadanie, by zobaczyć, co się stanie.
Przede wszystkim jestem pewna, że Śniadanie z cząstkami przyciągnie sporo osób, a to za sprawą pomysłowego tytułu oraz apetycznej okładki. Szata graficzna to akurat element, któremu sama nie potrafię się napatrzeć. Poza kreatywnym pomysłem i ładnym opakowaniem liczy się jeszcze treść, co do której żywię dosyć mieszane uczucia.
Z jednej strony książka zawiera inspirujące cytaty i ciekawe rozważania, które z łatwością się przyswaja. Przyznaję, że natrafiłam w niej na ciekawostki naukowe, o jakich nie miałam wcześniej pojęcia, a które zwyczajnie warto zapamiętać. W tym celu poświęciłam więc indeksujące karteczki i chociażby ten fakt mógłby poświadczyć, że mimo wad, jakie za moment wymienię, jest to pozycja godna uwagi.
Idąc dalej, zgodnie z obietnicą publikacja ta faktycznie napisana została przystępnym językiem, zawiera nie tylko obszerne opisy najprzeróżniejszych zjawisk budzących zainteresowanie, ale i humor oraz dystans, a te są ogromnie ważne. Duże litery i krótkie rozdziały tylko ułatwiają czytanie.
Z drugiej strony, książka, chcąc być łatwa w obejściu, momentami bywa infantylna, mimo że jest skierowana do osób dorosłych. I tak oto otrzymujemy skrzydlate wróżki oraz zwierzęta objaśniające prawa fizyki, co potrafi
wybić z rytmu i przywodzi na myśl przeciętne programy edukacyjne dla najmłodszych.
To powiedziawszy, chciałabym podzielić się wrażeniem, jakie wywarli na mnie sami autorzy. Śniadanie z cząstkami powstało jako efekt współpracy dwójki skrajnie różnych osób. Naszą przewodniczką po świecie kwantów jest Sonia Fernàndez-Vidal, doktor fizyki kwantowej, której wykłady przelał na papier posiadający wyraźnie humanistyczny umysł pisarz Francesc Miralles. Czy stworzyli oni zgrany duet?
Na pierwszy rzut oka tak, aczkolwiek niekiedy wyczuwałam w ich interakcjach nutkę fałszu. Sonia i Francesc przez większość czasu rozmawiali ze sobą w sposób, jaki w codziennych konwersacjach nie występuje. To samo można powiedzieć o ich zachowaniu. Brak spontaniczności i naturalności powoduje uczucie, że ma się do czynienia z ustawką, której ja bardzo nie lubię.
Jeśli zaś chodzi o wszelkie dysputy, które przeprowadzali — momentami niepotrzebnie zbaczali z kursu, by z rozważań stricte naukowych wkroczyć na te typowo duchowe, ale to już zupełnie inna para kaloszy. W skrócie, jeśli wierzysz w Boga, to z niektórymi fragmentami w tej książce możesz mieć pewien problem.
W każdym razie, jako osoba o otwartym umyśle, dostrzegam zalety, którymi ta książka zdecydowanie może się poszczycić. Uważam, że warto się przemęczyć przez te mniej ciekawe, tudzież niewygodne fragmenty, by zanurzyć się w zadziwiający świat kwantów, a tym samym, chociażby w teorię teleportacji, czy też tak zwane multiwersum, z którym jak dotąd kojarzył się Marvel.
W rezultacie, Śniadanie z cząstkami to wciąż ciekawa pozycja, jeśli chodzi o dział popularnonaukowy. Koniec końców może i nie jest to moja bajka, ale na pewnej płaszczyźnie doceniam tę książkę i – co więcej – polecam ją nie tylko osobom, które interesują się tym tematem, ale też laikom. Porusza ona bowiem miejscami na tyle ciekawe tematy i robi to w sposób tak niekonwencjonalny, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby zapoznał się z nią przeciętny Kowalski.
Dziękuję wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Odpowiedz