Kogo ciekawi historia świata? Chodzi mi tutaj o początki naszej planety. Jak to wyglądało? Te wszystkie epoki lodowcowe, pierwsze organizmy i powstanie człowieka?
Wszystkich odpowiedzi na te pytania udzieli nam Henry Gee, który jest paleontologiem i biologiem ewolucyjnym.
Czy książki popularnonaukowe naprawdę są tak nudne, jak mogłoby się wydawać?
Przyznam szczerze, że rzadko sięgam po coś, co nie należy do gatunku science-fiction lub kryminału. Lubię jednak dziedzinę, jaką jest historia. Tę opisaną w książce, można nazwać bardzo odległą. Skusiła mnie czysta ciekawość, tytuł i dopisek „4,6 miliarda lat w dwunastu rozdziałach”. Jeśli autor stawia sprawę w ten sposób, jak mogłabym odmówić? Tylko, czy taka kompresja czasu ma rację bytu? Sprawdźmy.
Przede wszystkim, fabuła naprawdę wolno się rozwija. Nie, żeby Gee miał na nią jakiś wpływ. Interesująco opisał Wielki Wybuch i to, jak formowała się nasza planeta, aż do dalekiej przyszłości i śmierci naszej gwiazdy, czyli Słońca. Sposób, w jaki przedstawił fakty, był lekki i przyjemny. Ze swoją szczątkową wiedzą z zakresu paleontologii i geografii nie czułam się przytłoczona wiadomościami. Autor jasno wyjaśniał cały przebieg wydarzeń. Jednak warto zaznaczyć, iż należy posiadać przynajmniej podstawowe informacje z tego zakresu. Nie ma co się dziwić, ściśnięcie takiej dawki danych, wiąże się z brakiem miejsca na wyjaśnianie każdej definicji.
Czy to w ogóle mnie zainteresowało?
Gee sprawił, że naprawdę wciągnęłam się w tę niesamowitą lekturę. Nawet pozornie nudny rozdział o gąbkach przykuł moją uwagę. Autor opisuje wszystko obrazowo. Potrafiłam sobie wyobrazić niektóre zjawiska. Jednak pojawia się też pewien szkopuł. Mianowicie w książce znajduje się wiele łacińskich nazw, ale brakuje do nich odnośników w formie zdjęć. Uważam, że pomogłyby one jeszcze lepiej zrozumieć czytelnikowi, o co chodzi. Osobiście posiłkowałam się wyszukiwarką internetową, aby obejrzeć ilustracje z prehistorycznymi żyjątkami.
Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. O części faktów nigdy nie słyszałam. Henry Gee z pasją opowiada o niezwykłych organizmach, katastrofie tlenowej czy choćby powstawaniu kręgosłupa, nie bombardując nas przy tym naukowym slangiem, którego tak prosta osoba, jak ja i tak by nie zrozumiała.
Co więcej, przy niektórych rozdziałach mamy oś czasu. Jej celem jest rozjaśnienie nam tego, jak to wszystko rozkłada się w latach, zaczynając od… początku. Bardzo przydatna rzecz.
Co dalej?
Numeracja umieszczona na marginesach u góry kartki wydała mi się wygodniejsza, niż ta na dole, którą często spotykamy. Przyzwyczajona do pożółkłych stron, otworzyłam książkę i czysta biel oślepiła moje oczy. Ale to nic! Oczywiste jest, że ten kolor zdecydowanie bardziej pasuje do czegoś, co przekazuje nam faktyczną wiedzę, a nie jest kolejną książką przygodową. Chodź jakby nie patrzeć, zawiera sporo akcji.
Podsumowując
Henry Gee przekazał rzetelną wiedzę w prosty i przystępny sposób. Mimo braku fotografii uważam, że książkę warto przeczytać, jeśli ciekawi was przeszłość naszego wszechświata. Nie grozi nam zajechanie mózgu masą informacji, których nie pojmiemy. Autor zadbał o to, by jak najlepiej trafić to czytelnika z przeciętną, paleontologiczną wiedzą. A jeśli nadal przerażają was te 322 strony, to na uspokojenie powiem, że 1/4 książki to przypisy i polecane przez Henry’ego dodatkowe lektury dla tych bardziej dociekliwych. Krótko mówiąc, tytuł jest w pełni adekwatny do zawartości i jeżeli interesuje was historia, nie ma na co czekać!
Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za egzemplarz do recenzji.
Odpowiedz