Nic nie boli tak jak życie. Recenzja książki „Nowa ja”

mde

Borykająca się z żałobą po związku trzydziestolatka z tymczasową pracą w firmie, w której nikt zdaje się jej nie zauważać. W niektórych tekstach kultury to tylko preludium do pięknego pasma sukcesów, a sam przekaz dzieła wygląda jak występ mówcy motywacyjnego. Nie tym razem. Halle Butler zabiera nas do świata bez upiększeń. 

 

Millie, z perspektywy której toczy się akcja powieści Nowa ja, pracuje w biurze projektowym. Jej zadanie polega na odbieraniu telefonów i niszczeniu starych dokumentów. Później  wraca do domu, gdzie przygotowuje najprostszą kolację.

 

 „Każdy poranek tuż po przebudzeniu jest nieznośnie podobny do poprzednich”.

 

Wnioski, jakie bohaterka wysnuwa na temat swej rzeczywistości, zazwyczaj są gorzkie, a ona sama pełna niepokoju. W życiu prywatnym brakuje jej osoby, z którą mogłaby szczerze porozmawiać. Z przyjaciółkami kontakt albo jest utrudniony, albo mówią wyłącznie o swoich sprawach, wypowiadane przez nią zdania traktując wyłącznie jako przerywnik swoich monologów. Z matką, która ma dla niej mało czasu, nie rozmawia szczerze, bo wie, że w głosie rodzicielki poza próbą wsparcia pojawi się też nuta zawodu.

 

Świat Millie, tak szary i przygnębiający, może sprawić wrażenie, że bohaterka nie widzi jasnych stron życia. Jednocześnie wydaje się, że jest w takim okresie, gdy próżno ich szukać. Z jednej strony byłam zirytowana dziewczyną, która ciągle ma problem z wzięciem się w garść, a z drugiej myślałam, czy te fragmenty smutnej rzeczywistości nie brzmią przypadkiem zbyt znajomo.

 

Halle Butler wzięła też pod lupę korporacyjną rzeczywistość. W jej książce firma to ludzie ścigający się, by osiągać wyniki, a jednocześnie nikt nie umie powiedzieć, czym oni się właściwie zajmują. Przy ekspresie do kawy prowadzą banalne rozmowy o dialogach tak dennych, że aż zabawnych. Można też odnieść wrażenie, że nikt nikogo nie traktuje tak do końca poważnie

 

„Kobieta z krokomierzem przybija z kimś piątkę, czuję jej perfumy, kwiatowe i ostre, ale społecznie poprawne”.

 

Język powieści jest ostry, dosadny, nie brakuje wulgaryzmów i sarkazmu. Czarny humor to jedyny, jaki tu występuje i to w bardzo dużej dawce. Spod niego wysuwa się smutna opowieść o skomplikowanej współczesności, pustych relacjach oraz braku perspektyw. 

 

Millie Parker ze swoją szarą i przygnębiającą codziennością jest do bólu szczera, więc utożsamienie się z nią w niektórych momentach przychodzi wręcz naturalnie. Paradoksalnie jej dosadność może być bardziej motywująca niż czytanie bądź słuchanie frazesów o osiąganiu sukcesu od zaraz.

 

Muzeolog, kulturoznawca, historyk sztuki (in spe). Najchętniej czyta literaturę faktu, a gdy nie czyta to ogląda - na ekranie, scenie czy wystawie.
0
Would love your thoughts, please comment.x