Myślałam, że po klapie, którą był reboot Pogromcy Duchów, gdzie bohaterkami były kobiety, to wytwórnie dadzą sobie spokój z odgrzewaniem klasyka. Jednak myliłam się, bo o to na platformie Netflix możemy obejrzeć Pogromcy Duchów. Dziedzictwo, gdzie stawką był spadek po dziadku i z pozoru spokojne życie na wsi.
Większość z was z pewnością kojarzy atak na Nowy Jork i czterech naukowców, którzy postanowili uratować świat przed duchami pragnącymi wtargnąć do naszego wymiaru. Bohaterowie stworzyli sprzęt, a nawet założyli firmę, której siedziba mieściła się w remizie i tam aktywnie planowali ataki na duchy. Ludzie oczywiście to wyśmiali, bo przecież w mieście nic paranormalnego się nie dzieje. Wierzyli w to, dopóki nie zobaczyli, że duchy istnieją i chcą zawładnąć światem.
Nowa część skupia się na wnukach jednego z bohaterów ze starego składu pogromców. Odkryli oni, że dziadek zostawił im spadek i muszą przeprowadzić się na wieś. Razem z samotną matką mają zamiar zacząć nowe życie, niekoniecznie się im to uśmiecha. I tu należy zwrócić uwagę na genialną obsadę i świetne przedstawienie nastoletniej Phoebe, którą gra Mckenna Grace. Aktorka wspaniale potrafi wcielić się w oderwane od świata nerdki, co bardzo dobrze widać w filmie Obdarowani.
Dziewczynka jest geniuszem, niezbyt zrozumiałym przez matkę, a tym bardziej przez starszego brata. Nie ma też przyjaciół i zostaje zmuszona do chodzenia do szkoły w lecie. Jednak, tam ma okazję poznać nowego kolegę, z którym zacznie niesamowitą przygodę. Przede wszystkim oboje mają zamiar odkryć prawdę o jej dziadku, a tym bardziej uratować świat przed kolejnymi duchami.
Nie zapominajmy o niewielkiej, ale również znaczącej roli jej brata, którego gra Finn Wolfhard znany z serialu Stranger Things. Aktor udowadnia, że nawet niewielka ilość scen ma znaczenie, a motyw nastoletniej miłości też może się wpasować w paranormalne klimaty. Jednak moje serce skradła Phoebe i jej kolega Podcast. Dzieciaki dostarczały humoru i niemałej rozrywki.
Dorosła obsada też dała radę, a gratką dla fanów klasyki z pewnością okaże się fakt, że spotkamy bohaterów ze starej obsady. Czyli zobaczymy niezapomnianego Billa Muraya, wciąż świetnego Dana Aykroyda i równie dobrego Erniego Hudsona.
Uważam, że film dał radę. Klasyku nie pobije, ale był sto razy lepszy niż reboot. Nie zabrakło humoru, kultowego pojazdu pogromców czy nawet piankowego duszka. Miło było tak powspominać i pomimo że momentami produkcja była troszkę nudna, to jednak obsada i walka z duchami nadrobiła te niedociągnięcia.
Myślę, że po porażce z damską wersją Pogromców Duchów, Sony, Columbia oraz inni producenci lekko się podnieśli. Widać, że film posiada potencjał. Także mam nadzieję, że przy produkcji drugiej części tego nie zepsują. Nawet jeśli wciąż uważam, że czasami lepiej zostawić stare filmy z ich oryginalnym zakończeniem.
Odpowiedz