Raj dla fanów Jamesa i Cordelii, jednak co z pozostałymi fandomami?… – czyli recenzja „Chain of Iron”

Chyba nigdy nie czekałam na nową powieść Cassandry Clare tak, jak na Chain of Iron, której premiera miała miejsce w marcu 2021 roku. Już na wstępie wspomnę jednak, iż Chain of Gold pozostaje moim ulubionym dziełem autorki.

Czy moje oczekiwania co do drugiej części The Last Hours były za bardzo wygórowane? Zapraszam do lektury.

UWAGA! ZAWIERA SPOJLERY DOT. CHAIN OF GOLD, MROCZNE INTRYGI

Akcja Chain of Iron rozgrywa się w zimie i rozpoczyna z momentem przygotowań do ceremonii fałszywych zaślubin Jamesa Herondale’a z Cordelią Carstairs. I tu pojawia się pierwszy problem, który chciałabym poruszyć. Prawie cała akcja powieści skupia się wokół wątku Jamesa i Cordelii. Na pierwszy rzut oka wydaje się to zrozumiałe, jako że to oni są głównymi bohaterami trylogii, jednak Cassandrę Clare zawsze podziwiałam za to, że potrafiła zagospodarować odpowiednią ilość miejsca dla każdego z bohaterów. W przypadku Mrocznych Intryg mamy przykładowo do czynienia z wiodącym wątkiem Emmy i Juliana, jednak odpowiednią przestrzeń otrzymują również Kit i Ty czy Mark, Kieran i Cristina. Czytając Chain of Iron, odniosłam jednak wrażenie, jakoby James i Cordelia „pochłonęli” całą tę przestrzeń lub otrzymali jej naprawdę odczuwalnie więcej. Jako fance tego shipu nie przeszkadzało mi to bardzo, jednocześnie jednak nie mogłam doczekać się spotkania z pozostałymi bohaterami.

Ów problem bardzo dogłębnie odczułam w przypadku postaci Lucie Herondale. Już sama okładka książki rodzi wielkie nadzieje w związku z jej wątkiem. Cicho liczyłam nawet na jego wiodącą rolę w części. Tak się jednak nie stało. Mimo wszystko, jako że uważam ship Lucie i Jessego Blackthorna za najlepszy w trylogii, to właśnie on sprawił, że dobrnęłam do końca powieści. Nie mogę też zaprzeczyć, że całkowitym zaskoczeniem był dla mnie wybór bohatera tragicznego The Last Hours, którego tożsamości nie zdradzę… To rozwiązanie jednego z wątków poruszyło mnie do głębi i nie mogę doczekać się jego kontynuacji.

Chain of Iron to również ten typ środkowej części trylogii, który ma zmienić nasz stosunek do niektórych bohaterów. Cassandra Clare bardzo duży nacisk położyła pod tym względem na postać Grace Blackthorn, co zresztą było do przewidzenia. Poprzez wprowadzenie retrospekcji ukazujących jej traumatyczną młodość pod opieką Tatiany Blackthorn, zaczynamy odczuwać współczucie wobec jej osoby, początkowo kreowanej przecież na czarny charakter trylogii. Dzięki temu zabiegowi zaczynamy usprawiedliwiać jej czyny. Podobnie rzecz ma się w przypadku Alastaira Carstairsa, brata Cordelii, którego złe uczynki opisane zostały w Opowieściach z Akademii Nocnych Łowców. Nie mogę zaprzeczyć, iż do mnie to przemówiło i mój stosunek do obydwu tych postaci zmienił się po przeczytaniu drugiej części.

Podczas lektury Chain of Iron odczułam jedną istotną rzecz, którą chciałabym się podzielić – część ta napisana jest innym językiem niż poprzednia. Język bowiem, ale i opisy miejsc, przestrzeni wydały mi się „zimne” – słowo to opisuje moje odczucia najtrafniej. Zastanawia mnie, czy jest to celowy zabieg autorki, jako że akcja powieści dzieje się zimą. Akcja Chain of Gold rozgrywała się bowiem na wiosnę, a język charakteryzowało „ciepło”, barwność opisów. Czytając tekst, mogliśmy dosłownie poczuć wiosenną aurę XX-wiecznego Londynu. Druga część wydaje się tego całkowitym przeciwieństwem, ale i atmosfera powieści jest inna – mamy do czynienia z Matthew borykającym się z uzależnieniem i problemami rodzinnymi, Jamesem i Cordelią tkwiącymi w marazmie i kłamstwie, z Lucie, która aby pomóc ukochanemu, zaczyna skrywać sekrety przed najbliższymi i maczać palce w czarnej magii. Kwestia języka jest zatem najbardziej zastanawiającym dla mnie aspektem powieści.

W drugiej części trylogii spotykamy również takich bohaterów, jak Thomas, Anna i Christopher Lightwood oraz Matthew Fairchild, który to chyba najbardziej padł ofiarą zagarniętej przez Jordelię przestrzeni, o której wspomniałam na początku. Pojawiają się również bohaterowie trylogii Diabelskie Maszyny, ponownie w roli rodziców. Pozytywnym dla mnie zaskoczeniem był powrót postaci Lilith. Chain of Iron zapewnia również nową perspektywę dla wątku miłosnego Annabel Blackthorn i Malcolma Fade’a. Po przeczytaniu Mrocznych Intryg wspaniałym doświadczeniem jest móc poznać ich historię z perspektywy początków jej kształtowania.

Wrażenia po zakończeniu Chain of Iron mogę śmiało porównać z tym, co czułam po przeczytaniu Mechanicznego Księcia. Jest to bowiem ten moment w trylogii, kiedy sprawy zaczynają przybierać niespodziewany, a przede wszystkim niechciany obrót i jedynym zadaniem czytelnika pozostaje czekanie na premierę ostatniej części z nadzieją, że wszystko skończy się dobrze. Reasumując, Chain of Iron nie spełniło w stu procentach moich oczekiwań. Akcja powieści płynie wolno i nie wciąga czytelnika tak, jak część pierwsza. Tak naprawdę dopiero pod koniec, od rozdziału 18., nie można oderwać się od lektury. Niemniej jednak mój apetyt na Chain of Thorns tylko urósł, a seria The Last Hours pozostaje moją ulubioną trylogią Cassandry Clare.

Recenzję napisała: petiteslocket

Jestem miłośnikiem fantastyki oraz świata Pokemonów i uniwersum Marvela. W wolnych chwilach lubię oglądać mało znane produkcje, o których nikt nie słyszał.
0
Would love your thoughts, please comment.x