Wyśpiewać lepszy świat – recenzja „One Piece Red”

Już na wstępie zaznaczę, że przygodami Luffy’ego interesuję się od niedawna, a moja znajomość anime nie dobiła jeszcze dwusetnego odcinka.

Cała ta recenzja pisana jest, więc z perspektywy osoby, która o One Piece wie absolutne minimum. Czy przeszkadzało mi to w zrozumieniu fabuły filmu? Absolutnie nie. 

To może kilka słów wstępu: Uta jest najbardziej znaną i kochaną piosenkarką na świecie. Dotychczas jednak nigdy nie występowała na żywo. Jej pierwszy publiczny koncert przyciąga tysiące fanów, ale także piratów, marynarkę wojenną i kilka innych organizacji. Nie wszyscy z nich przyszli tylko i wyłącznie cieszyć się występem. Jakby emocji było za mało, to już na wstępie Luffy niechcący zdradza wielki sekret piosenkarki — fakt, że jej ojcem jest Wielki Imperator Mórz. 

Jak więc możecie wywnioskować, akcja zawiązała się dosłownie już w pierwszych minutach. To było jedno z większych zaskoczeń, że dosłownie od razu wrzucono mnie na głęboką wodę, ale może to wynikać z moich braków w znajomości anime. Nie mniej — podobało mi się to. Miłą odmianą jest, gdy zamiast półgodzinnego wprowadzenia, wydarzenia dzieją się od samego początku. Przyznam jednak, że w tej kwestii mój brak znajomości głównych wątków wyszedł odrobinę na minus, bo z pewnych źródeł wiem, że niechcący o pewnych rzeczach dowiedziałam się za szybko. Pomimo tych kilku spoilerów, nadal nie żałuję obejrzenia filmu. 

Jak na anime przystało, dużą uwagę poświęcono tu emocjom postaci. To właśnie one określały, a może nawet i budowały całą historię. Znalazło się w niej miejsce na śmiech, łzy, strach i niepewność. Przez cały, prawie dwugodzinny seans nie zanotowałam momentu, w którym oglądanie go dłużyłoby się. Cała akcja była przemyślana, spójna i wciągająca.

Jako iż główną bohaterką jest najlepsza piosenkarka świata, nie zabrakło w filmie piosenek. Które mnie osobiście rzuciły na kolana i do dziś nie zdołałam się z nich podnieść. Ta burza emocji, jaka przez nie biła, z każdym kolejnym słowem zachwyciła mnie doszczętnie. Twórcy włożyli wiele starań, by jak najlepiej oddać charakter i motywacje dziewczyny. Zarówno melodie, jak i słowa zgrały się z postacią doskonale, a i mnie, jako widza, świetnie wprowadzały w akcję i pozwalały się wręcz w niej zatracić. Zresztą cała ścieżka dźwiękowa tego filmu nie ma w sobie nic, do czego mogłabym się przyczepić. 

Jedynie rozwiązanie, jakie zastosowano podczas jej występów, zupełnie do mnie nie przemówiło. Wstawki animacyjne, kojarzące mi się tylko i wyłącznie z vocaloidami wydały mi się odstawać od reszty produkcji. Choć twórcy bardzo starali się, by tak nie było i bardzo skrupulatnie upłynnili przejście, to i tak dało się w nich odczuć zupełnie inny klimat. 

Co do samych postaci nie umiem określić stopnia, w jakim ich charaktery zostały zachowane. Za to z czystym sercem stwierdzam, że każda z nich, bez wyjątku, była świetnie przemyślana i niepowtarzalna. Tak jak ich sposób bycia i osobowość. Osoby bardziej zaznajomione z serią niż ja mogły wyłapać w filmie masę znajomych twarzy, z różnych arków One Piece. Jestem pełna podziwu dla twórców, za wprowadzenie tak wielu skomplikowanych bohaterów. 

Bawiłam się na nim doskonale i jestem pewna, że będę do niego wracać. Dodatkowo zyskałam zupełnie nową motywację do nadrobienia zaległości w odcinkach! Zachęcam wszystkich zwolenników japońskich animacji (i nie tylko ich!) do zapoznania się w One Piece Red i przekonaniu się na własne oczy, że nowy świat faktycznie da się wyśpiewać.

Patrzyłam na ludzi zupełnie na wylot. Widziałam żebra, jelita, nawet całe gałki oczne. Tylko serce trafiało się jakoś rzadko...
0
Would love your thoughts, please comment.x