Komedia szpiegowska w reżyserii Matthew Vaughna to produkcja, która wydaje się nigdy nie kończyć.
Apple zapłaciło 200 milionów dolarów za prawa do transmisji Argylle, strzelając sobie w kolano! Zdecydowanie przed zakupem powinni zobaczyć ten film. Dlaczego?
O czym jest film Argylle?
Elly Conway, samotna autorka bestsellerowych powieści szpiegowskich, poświęca swoje życie pracy i pisaniu. Jej idealny wieczór to kieliszek whisky, komputer i kot Alfie. Właśnie kończy pracę nad piątym tomem serii o agencie Argylle (w tej roli Henry Cavill), swoim fikcyjnym alter ego.
Pewnego dnia Elly poznaje Aidena (Sam Rockwell), tajemniczego szpiega, który twierdzi, że jej książki mają wpływ na rzeczywistość. Division, międzynarodowa organizacja przestępcza, planuje wykorzystać wątki z Argylle do przejęcia władzy nad światem.
Bohaterka zostaje porwana, ale udaje jej się uciec. Korzysta z pomocy Aidena i innych agentów, by nie dopuścić do realizacji swoich własnych planów.
Wraz z rozwojem akcji film staje się coraz bardziej ekscytujący i nieprzewidywalny. Elly zmuszona jest wyjść ze strefy komfortu i zmierzyć się z niebezpieczeństwem. Musi wykorzystać umiejętności pisarskie i szpiegowskie, aby przeżyć i uratować świat.
Trochę o największych gwiazdach…
Zacznijmy od tytułowego bohatera, w którego wciela się Henry Cavill. Postać od początku wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony brytyjski aktor ma ogromny talent i charyzmę. Potrafi dopasować się do niemal każdej roli. W filmie Argylle zagrał postać jednowymiarową, niezbyt przekonującą.
Próbował wykreować detektywa jako wesołego mężczyznę pochodzącego z Wielkiej Brytanii. Silnego, sprawnego, inteligentnego oraz emanującego pozytywną energią. Zbyt idealna osoba jak na agenta – trudno go nie polubić. Widać, że Henry robił, co mógł, aby dodać wielowymiarowości tytułowemu bohaterowi. Zabrakło męskości, brutalności tej pracy jako agent.
Dua Lipa w roli Millie zachwyca swoją urodą, seksualnością i sprytem. Jednak podobnie jak w przypadku postaci granej przez Henry’ego Cavilla brakuje odrobinę autentyczności. Moim zdaniem piosenkarka ma potencjał jako wschodząca gwiazda. Bardzo przyjemnie oglądało mi się jej sceny na wielkim ekranie.
Obie postacie zostały wymyślone przez Elly, więc wiele można im wybaczyć. Jednak trochę realizmu by nie zaszkodziło.
Wracając do fabuły…
W filmie Argylle nic nie ma sensu. Scenariusz to istna katastrofa. Produkcja przegadana, powtarzalna, a większości scen brak spójności. Wszystko jest sztuczne. Czy naprawdę reżyser był przekonany, że widzowie to kupią? Kiedy już sądziłem, że nic mnie więcej nie zaskoczy — bum! Bohaterka jeździ na łyżwach po ropie naftowej. Oszczędzę Wam listy absurdów, która prawdopodobnie nie miałaby końca.
Doceniam wkład Bryce Dallas Howard i Sama Rockwella w próbę nadania postaciom wielowymiarowości. Budżet filmu był ogromny, bo aż 200 milionów dolarów — astronomiczna kwota! Jednak co mógłbym o fabule powiedzieć? Wygląda tanio. Sceny akcji są chaotyczne, nieprzekonujące oraz nijakie. W większości przypadków absurd sięga zenitu – aż nie mogłem uwierzyć w to, co oglądam.
Efekty specjalne to największa porażka tego filmu. Za takie pieniądze wszystko wyglądało bardzo sztucznie. Gołym okiem można było odróżnić, co faktycznie znajdowało się na planie, a co nie. Argylle to film z gwiazdorską obsadą, tym bardziej nie powinien pozwalać sobie na takie wpadki.
Do sedna…
Produkcja z udziałem Henry’ego Cavilla to produkt skierowany do osób, które chcą iść do kina na coś lekkiego, śmiesznego (bardzo dużo scen humorystycznych) i nie wymagającego zbytniego analizowania. Chaos, zawiła fabuła i ciągnący się w nieskończoność film sprawił, że zamiast cieszyć się oglądaniem, chciałem po prostu wyjść. Nie uważam Aryglle za niewartą uwagi, po prostu oczekiwałem o wiele więcej.
Odpowiedz