Bruce Wayne powraca, a wraz z nim piekło – recenzja komiksu „Zagłada Gotham”

Minęło dwadzieścia lat, odkąd jakiś szaleniec zamordował rodziców młodego Wayne’a. Teraz przebudziło się coś strasznego, nie z tego świata. Kim musi stać się Batman, by zakończyć ten horror?

To niezwykłe, ponadczasowe dzieło zostało stworzone przez scenarzystów Mike’a Mignolę, uznanego twórcę Hellboya i Richarda Pace’a (Robert E. Howard’s Savage Sword) oraz rysownika Troya Nixeya (Harley Quinn). Wydanie powstało na podstawie amerykańskiego komiksu o nazwie Batman: The Doom That Came to Gotham.

Początek opowieści jest naprawdę wciągający i daje czytelnikowi sygnał do tego, że będziemy mieli do czynienia z kolejnym świetnym opowiadaniem ze stajni DC. To jednak bardzo mylące. Choć start wyglądał świetnie, to fabuła z każdą kolejną stroną zaczyna się robić coraz bardziej nużąca. Dialogi, choć mają czasem w sobie coś interesującego, to w większości są płytkie. W historii czuć ponury, mroczny klimat z nutką horroru, który dodaje utworowi większej tajemniczości. Wątek detektywistyczny został całkiem dobrze napisany, ale chciałbym zaznaczyć, że jest to dość trudna pozycja. Nie raz musiałem się chwilę zastanowić nad czymś, bo w pierwszym momencie nie potrafiłem odgadnąć, o co może chodzić.

W tym wydaniu skupiono się bardziej na mocach nadprzyrodzonych, istotach nie z tego świata i szczerze powiedziawszy, to był błąd. Przyzwyczaiłem się do Batmana w stylu Sherlocka Holmesa, który stara się rozwikłać zagadki Gotham. Walka z tak potężnymi siłami zła nie pasuje do tego typu bohatera. Uważam, że lepiej skupiać się na przyziemnych i ulicznych historiach związanych z Mrocznym Rycerzem.

Główni złoczyńcy wypadli mocno rozczarowująco. Odniosłem wrażenie, jakby zostali wepchnięci tu na siłę, tylko po to, aby Batman miał coś do roboty. Choć oczywiście czuć od nich potężną dawkę zła, to nie są oni w tym zbyt przekonujący, nie czułem tego nieuchronnego niebezpieczeństwa, które miało przecież nadejść.

Nie wiem, czy może to był celowy zabieg rysownika, zbyt szybkie tempo pracy, czy może jeszcze jakiś inny powód, ale rysunki wyglądają na niedopracowane. Z jednej strony niektórzy mogą w tym widzieć nietuzinkowy urok, ale na mnie niestety ten czar nie zadziałał.

Podsumowując, troszkę się zawiodłem na tej pozycji. Niemniej jednak mam nadzieję, że Wam ta około półtoragodzinna historia spodoba się bardziej niż mnie.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za otrzymanie egzemplarza do recenzji.

0
Would love your thoughts, please comment.x