Po samobójstwie matki nieletni Jack pragnie zapewnić młodszemu bratu opiekę. Środki na życie kurczą się w niesamowitym tempie, więc Jack zmuszony jest odnaleźć brudną forsę, przez którą ich ojciec poszedł siedzieć. Na trop tych samych pieniędzy trafia bezwzględny kryminalista niemający żadnych słabości prócz własnego dziecka. Czy mimo ciężkich warunków i niesprzyjających okoliczności nieletnim uda się przetrwać?
What Beauty There Is to literacki debiut amerykańskiej pisarki Cory Anderson.
Przyznam, że potrzebowałam czasu, by wgryźć się w fabułę. Na początku nie przemawiał do mnie styl pisarki, sceptycznie podchodziłam też do niektórych bohaterów i wydarzeń, jednak czas spędzony z lekturą sprawił, że powoli zaczęłam się do niej przekonywać.
Przede wszystkim autorce udało się wykreować wspaniały klimat. Akcja ma miejsce w stanie Idaho i rozgrywa się podczas surowej zimy. Głównym bohaterem powieści jest Jack, który dla swojego braciszka Matty’ego zrobiłby wszystko.
Miasteczko, w którym żyją główni bohaterowie, dalekie jest od tak zwanego amerykańskiego snu znanego z większości książek tego typu. Brak tu Starbucksa, nowoczesnej szkoły czy ślicznych domów z równo przystrzyżonymi trawnikami. Zamiast tego doświadczamy ciężkiego i smutnego, ale do bólu prawdziwego życia w ubogim i odizolowanym regionie Ameryki. Życie, jakie oferuje to miejsce, czyni z żyjących tam ludzi zamkniętych w sobie zgorzknialców, od których wieje chłodem.
To, co mnie zaskoczyło, to fakt, że autorka nie szczędzi nam przykrych i tragicznych scen, a także przemocy, która przyprawia o dreszcze.
Klimat grozy dopełnia postać Victora Bardema. Według opisu jest on niemającym skrupułów, wręcz obłąkanym przestępcą. Cały czas pozostaje przy tym ekstrawaganckim, nieprzewidywalnym i intrygującym człowiekiem. Od początku do końca czytelnik w pełni wierzy w jego portret i czuje realne zagrożenie z jego strony.
Kontrastem dla mrocznego oblicza historii jest relacja rodzeństwa, które wzajemnie pragnie się sobą opiekować. Braterska miłość Jacka i Matty’ego sprawia, że choć wokół panuje mróz, to czytelnikowi momentalnie robi się ciepło. Nawet jeśli Matty w istocie niewiele może, to jest uroczym dzieciakiem i wyjątkowo udał się autorce.
Obok chłopców równie ważna jest Ava, córka Bardema. Tak jak Jack, mierzy się ona z samotnością i lękiem. Łączące ich cechy na pewnym poziomie zbliżają ich do siebie, na szczęście nie przeradza się to w słodką love story, jaką często oglądamy na Netfliksie.
Bałam się, że ewentualny romans podetnie skrzydła powieści mającej tak duży potencjał. Niemniej jednak szybko się przekonałam, że można opisać nieszablonową relację pomiędzy nastolatkami, która w dużej mierze opiera się na nauce zaufania. Zarówno Ava, jak i Jack są na siebie niejako skazani, a przebywając w swoim towarzystwie, szybko dochodzą do wniosku, że obecność drugiej osoby to coś, czego oboje potrzebowali.
Nie można jednak zapomnieć o charyzmatycznym szeryfie i jego partnerce w śledztwie. Oboje stanowią wyjątek na tle innych dorosłych bohaterów. Kochają swoją pracę, świetnie się dogadują, pragną zmienić miasto i boją się o dzieciaki, którym starają się pomóc.
Wisienką na torcie jest zakończenie – szokujące, aczkolwiek bystry czytelnik będzie w stanie je przewidzieć.
Przechodząc do podsumowania, What Beauty There Is okazała się idealną powieścią na zimę. Portal lubimyczytac.pl określił ją jako literaturę młodzieżową, ale w rzeczywistości jest to bardziej thriller z kategorii young adult. Zazwyczaj nie czytam tego typu książek, ale zaryzykuję stwierdzenie, że jest to powieść z wyższej półki. Z tyłu książki można przeczytać, iż Anderson ceni surowy styl McCarthy’ego. Czytając jej książkę, można odczuć subtelną inspirację tym autorem.
Polecam i dziękuję wydawnictwu Muza za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Odpowiedz