Najlepsze Star Wars od czasu “The Last Jedi” – recenzja pierwszego sezonu serialu „Andor”

Czy w dzisiejszych czasach można jeszcze stworzyć kreatywny projekt pod szyldem marki, która uchodzi za wystarczająco wyeksploatowaną? Jak najbardziej!

Informacja, że Andor otrzyma swój własny serial przeszła bez większego echa. Fanów z reguły ekscytują walki na miecze świetlne oraz wielcy Jedi pokroju Luke’a Skywalkera. Tyle że świat Gwiezdnych Wojen jest przeogromny, a ja bardzo cenię skromne, ale dobre historie z bohaterami niekoniecznie wrażliwymi na Moc. Byłam więc jedną z niewielu osób, które szczerze interesowały się tym projektem. Wieść, że to między innymi Tony Gilroy, twórca Rogue One się za niego zabierze, napełniła moje serce nadzieją.

Serial rozpoczyna się od sekwencji w klubie, kiedy to Cassian Andor stara się uzyskać informacje na temat swojej siostry. Tam natrafia on na władze Imperium, którym się naraża, co z miejsca czyni go poszukiwanym przestępcą. Tak oto stajemy się świadkami niezwykłej podróży, która z prostego złodzieja, ma uczynić bohatera.

Chociaż opis punktu wyjścia jest dość dynamiczny, w rzeczywistości akcja rozwija się bardzo powoli. Mimo to przez cały czas utrzymuje widza w napięciu. Głównie dzięki konstruktywnemu scenariuszowi, świetnie wyreżyserowanym ujęciom oraz kapitalnej grze aktorskiej. 

Ogromnym plusem jest też znakomity rozwój postaci. 

Cassian Andor (grany przez Diego Lunę) musi nauczyć się między innymi pracy w grupie. Podobnie jak w Rogue One cechą nadrzędną tej postaci jest chłód, któremu w dużej mierze towarzyszy indywidualizm. Możemy więc na pierwszy rzut oka nie polubić go tak jak Lei czy Obi-Wana, gdyż nie jest na równi wyidealizowany. Okoliczności często zmuszają go do brudzenia sobie rąk, podobnie jak jego towarzyszy, na których jest skazany. Tym samym po raz kolejny widzimy, że Rebelia nigdy nie była nieskalana. Mężczyzna posiada natomiast przydatne umiejętności i wykazuje się strategicznym myśleniem, co często pozwala mu wybrnąć z opresji, oraz przysłużyć się wyższym celom. 

Przeciwieństwem Cassiana jest Syril Karn, człowiek, który go ściga. To dosyć kuriozalna postać, ale bardzo ją polubiłam. Choć walczy po niewłaściwej stronie, to ma wszystkie cechy superbohatera. Karn to raczej sztywny i poważny człowiek, lecz w odróżnieniu od Andora, zdradza więcej emocji. Cechuje go duża zapalczywość, ale też nadwrażliwość, która może wynikać z trudnej relacji z matką. Inspektor posiada niezachwianą wiarę w Imperium. Bardzo zależy mu na sprawiedliwości, toteż próbuje wytropić Cassiana. Syrila nie można więc nazwać antagonistą, bo w zasadzie żadnych złych czynów nie popełnia. Przez większą część serialu nie wiadomo dokąd ta postać zmierza i to jest cudowne. Zresztą świetnie sportretował ją aktor, Kyle Soller. 

Bliskoznaczna Syrilowi jest Dedra Meero (grana przez Denise Gough), oficer imperialna. Swoje obowiązki traktuje ona niezmiernie poważnie. Jest lojalna służbie Imperium i współpracuje z Karnem, z którym zaczyna ją łączyć osobliwa relacja. 

Niesamowitym kunsztem aktorskim wykazał się również Stellan Skarsgård jako Luthen Rael. Bohater ten prowadzi podwójne życie. Dla większości osób pozostaje on pełnym pasji antykwariuszem. W rzeczywistości natomiast walczy o wolną galaktykę, stosując w tym celu niekonwencjonalne środki. Luthenowi przypadły w udziale naprawdę świetne dialogi, zdolne zmrozić krew w żyłach. 

Ciekawym elementem jest wątek polityczny, w który chętnie się zaangażowałam. Działania Mon Mothmy (w tej roli Genevieve O’Riley) śledziłam z zapartym tchem. I choć pani polityk jest znana fanom marki, to Andor przybliża jej nie tak znowuż barwne życie prywatne…

Mon Mothma (Genevieve O’Reilly) in Lucasfilm’s ANDOR, exclusively on Disney+. ©2022 Lucasfilm Ltd. & TM. All Rights Reserved.

Ciekawie zaprezentowała się przybrana matka Cassiana, Maarva (w tej roli Fiona Shaw). Dzięki jej obecności współczesny widz może obeznać się z definicją silnej kobiety od nieco innej strony. 

Nie mogę nie wspomnieć o poczciwym droidzie B2EMO. Jego postawa wobec bliskich, zwłaszcza w ciężkich chwilach, poruszyła mnie do głębi. 

Mniejszą rolę otrzymał też Andy Serkis jako elokwentny Kino Loy, jeden z osadzonych. Wbrew pozorom jego wątek jest dość istotny, a na pewnym etapie staje się wręcz przejmujący. 

Tak naprawdę, każda z postaci prowadzi w tym serialu niebezpieczną grę, w trakcie której staje się nieprzewidywalna. Można powiedzieć, że Andor to coś na kształt Gry o tron, tyle że w kosmosie. 

Dużą uwagę przyłożono też do szczegółów. W konsekwencji efekty specjalne są na najwyższym poziomie, lokacje wyglądają znakomicie, a bohaterowie prezentują się w pomysłowych kreacjach. 

Ponadto Andor nie bombarduje widza tysiącem cameo. Nawet przez chwilę nie próbuje grać na uczuciach fanów.

Ciężko mi wskazać jakiekolwiek wady tej produkcji. Jeśli już miałabym coś skrytykować, to system dystrybucji. Andora oglądałoby się przyjemniej, gdyby wypuszczano po trzy odcinki jednocześnie, jako że opowieść wyraźnie podzielono na „segmenty”, które powinny być dostarczane widzom w komplecie. 

Zaskoczył mnie za to fakt, jak bardzo dojrzały jest to serial. Pełno tu brutalnych scen, czego nie spodziewałam się po Gwiezdnych Wojnach od Disneya. 

Ścieżka dźwiękowa może nie jest tak charakterystyczna, jak w The Mandalorian czy The Book Of Boba Fett, ale potrafi zbudować klimat i podkreślić wydźwięk konkretnych scen. 

Podsumowując, jak zawsze miałam pewne obawy. Z czystym sumieniem mogę jednak powiedzieć, że pierwszy sezon Andora jest solidny od początku do końca. Jeśli tak jak mnie, zmęczyło was ciągłe szczucie widza nostalgią, to ten serial powinien temu zaradzić.

 

Na codzień opiekunka ekspozycji w MAiE. W wolnej chwili czyta książki, ogląda filmy, gra na playstation, pije kawę. Fanka Marvela, Gwiezdnych Wojen i twenty øne piløts |-/
1
0
Would love your thoughts, please comment.x