Niech prowadzi cię gniew i topór – recenzja „Furii Wikingów”

Nie spodziewałam się po tej książce żadnego zaskoczenia. O wikingach czytałam już niejedno, o awanturnikach całe sagi, więc pewne schematy znam już na pamięć. Tak oto biorąc do ręki tę pozycję, czekałam już tylko na kolejnego samotnego i gburowatego zabijakę o mrocznej przeszłości, któremu poza odwiecznym wrogiem przyjdzie także zwalczać własne demony. Dlatego teraz chylę czoło przed Danielem Komorowskim. Tego, co przyszło mi czytać, się nie spodziewałam.

Nigdy wcześniej nie spotkałam się z historią wikingów opowiadaną przez pryzmat rodziny. Ragnar, legendarny król Danii, postanawia poszerzyć swoje ziemie. W tym celu urządza łupieżcze wyprawy na Anglię, gdzie odkrywa jak słaby jest ten naród i jak bezbronny jest nowy bóg, o jakim się ostatnio słyszy. W tych wyprawach towarzyszy mu dwójka synów, którzy nieustannie walczą o prawo do zajęcia tronu po ojcu. To właśnie sprzeczki tych braci, relacje rodzinne i spiski dziejące się wewnątrz niej nazwałabym kołem napędowym całej fabuły. To niby nic nowego, a jednocześnie jest zupełnie inne. Czułam się zafascynowana tym odmiennym punktem widzenia. W świecie wikingów toczących walki na porządku dziennym zapomniałam o istnieniu czegoś takiego jak więzy rodzinne i o fakcie, że bezwzględnym mordercą nie jest się na pełny etat. Ukazanie okrutnych najeźdźców z bardziej ludzkiej strony było dla mnie swego rodzaju powiewem świeżości. 

Oczywiście, cała ta banda to wciąż groźni wikingowie, którzy swoim wrogom zapewniają najróżniejsze i najokrutniejsze tortury. Trup ściele się gęsto, a niektóre opisy rzezi przyprawiają o dreszcze. Zwłaszcza, gdy są one pomysłem Ivara Bezkostnego – ten ma dopiero krwawe fantazje. Wszystkie te opisy mocno oddziałują na wyobraźnię i faktycznie budzą grozę. Ponadto cała historia ma silną aurę brutalnego świata, gdzie śmierć jest na porządku dziennym. Gdyby tego było mało, autor dużą część zdarzeń i postaci opiera na faktach historycznych i pomimo tego, że całokształt trzeba czytać z przymrużeniem oka, to nadal jest to wiarygodny i zgodny z realiami świat, w którym da się poczuć ducha dawnych czasów. Fani mitów też znajdą coś dla siebie, bo nasi bohaterowie dokładają wszelkich starań, by nikt nie zapomniał o jedynych słusznych bogach.

Kolejnym miłym zaskoczeniem był sposób napisania tej książki. Bardziej niż powieść Furia Wikingów przypomina kronikę. Krótkie, kilkustronne wpisy poprzedzone ewentualną informacją o dokładniejszym czasie akcji sprawiły, że historia nie jest zapchana zbędnymi opisami, a w całości skupia się na akcji. Mi taka forma wydała się idealnym rozwiązaniem, ale wiem, że dla tych z Was, którzy cenią sobie dokładne opisy świata i zwyczajów, będzie to niemałe rozczarowanie. Same postacie poznajemy głównie przez dialogi i czyny niż opisy ich samych. Język jest prosty, przystępny, nie każe zbytnio zastanawiać się i główkować nad tym, co się czyta, bo sens tego od razu wlatuje do głowy. To jednak nie powieść na jeden wieczór, nie wywołuje potrzeby przeczytania jej jednym tchem. Mimo to przyciąga do siebie i sprawia, że chce się poznać zakończenie losów rodu Króla Danii. 

Czym więc ostatecznie jest książka Daniela Komorowskiego? Świetnie napisaną, ciekawą i brutalną historią o losach wikingów, w której poza trupami, zakrwawionymi toporami i wojnami, znalazło się miejsce na zwykłe życie i człowieczeństwo. Sama z pewnością sięgnę po kolejne tomy, a do zapoznania się z losami Ragnara i jego rodziny zachęcam każdego zwolennika dobrych bijatyk lub wikingów. Jestem pewna, że Furia Wikingów zapadnie Wam w pamięć na długo. 

Patrzyłam na ludzi zupełnie na wylot. Widziałam żebra, jelita, nawet całe gałki oczne. Tylko serce trafiało się jakoś rzadko...
0
Would love your thoughts, please comment.x