Trylogia Anny Szumacher to historia, w której do końca serii nie wiadomo, kto jest protagonistą, a co lepsze autor staje się częścią swojego własnego dzieła.
W świecie fantasy zapanował chaos, nie ma głównego bohatera, a przy ognisko znajdują się trzy przypadkowe poboczne postacie, które nie wiedzą kim są i co tutaj robią. Tak właśnie zaczął się pierwszy tom serii. Jord, Agni i Hirda wyruszają za szukaczem w niezapomnianą podróż, by odszukać dowódcę oraz swoje wspomnienia. W pewnym momencie trafiają do naszego świata, gdzie poznają Cyjan, autorkę tej historii, z której pochodzą. To ona odpowiada za całe zamieszanie, bo nie była w stanie dokończyć swojej książki.
Słowalkiria to zwieńczenie całej trylogii, tutaj wątki się zamykają i w końcu mamy okazję poznać głównego bohatera. Jeśli chodzi o Jorda, Agni, Hirde oraz Cyjan to ich drogi troszeczkę się rozeszły i są w innym punkcie historii. Co najgorsze, jeden z nich stał się wrogiem całej ekipy.
Książka trzyma w napięciu i nic w niej nie jest takie oczywiste. Wraz z kolejnym rozdziałem akcja się rozkręca i co chwila może czymś zaskoczyć.
W trzeciej części na Cyjan czekają nowe wyzwania i musi zawrzeć tymczasowy sojusz z wrogiem. Razem z Hirdą mają za zadanie znaleźć księcia koronnego Laala, oddać mu insygnia władzy oraz odnaleźć portal, który zaprowadził ją do domu. Czy im się uda, to musicie zobaczyć sami. Jedno jest pewne, bawiłam się tutaj świetnie.
Jednakże, ostatni tom spodobał mi się najbardziej. Co sprawiło, że Słowalkiria jest lepsza od poprzednich części, to chyba fakt, że w fabułę były wplecione nowe umiejętności Cyjan, nie dość, że stała się nieśmiertelna to mogła kreować ten świat po swojemu za pomocą magii słów. W końcu była autorką dzieła, do którego trafiła. Wiadomo, nie zawsze to się dobrze skończyło, bo nie miała wprawy… Tworzyła się z tego zabawna komedia pomyłek.
Kolejny powód to tak zwane romantasy, co z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Nie mówiąc o tym, że wplecenie tego w fabułę dodało smaczku całej przygodzie. Romans pomiędzy Cyjan, a Hirde nie był przesycony ani zbyt wyolbrzymiony. Jednak musimy pamiętać, że był to dodatek ubarwiający historię, bo na pierwszym planie nadal jest poszukiwanie drzwi do prawdziwego świata.
Anna Szumacher stworzyła coś niesamowitego. Zaprowadziła czytelnika do krainy, gdzie przygoda toczy się swoim biegiem, a fabuła tworzy się na na bieżąco. Od początku do końca serię czyta się z zapartym tchem. Do samego zakończenia nie wiadomo, kto tak naprawdę gra pierwsze skrzypce. Kiedy myślałam, że wiem co się wydarzy, to kolejny rozdział wyprowadzał mnie z błędu. Bawiłam się świetnie czytając tę książkę. Bardzo polecam całą trylogię.
Dziękuję wydawnictwu Mięta za możliwość poznania tej fantastycznej historii. Natomiast pani Annie Szumacher dziękuje za cudowny autograf oraz za miłą rozmowę na Warszawskich Targach Fantastyki.
Odpowiedz