Trochę jak „The Walking Dead”, ale bez zombie – recenzja „Księgi bezimiennej akuszerki” Meg Elison

Jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Meg Elison, autorki pierwszego tomu trylogii Droga donikąd. Zaskakująco dobrze się czytało.

Kiedy zasypiała, świat był skazany na zagładę. Gdy się obudziła, był już martwy. Przetrwanie apokalipsy to jednak dopiero początek.

Na skutek tajemniczej gorączki na całym świecie umiera bardzo wielu mężczyzn oraz niemal wszystkie kobiety i dzieci. Ciąża i poród oznaczają wyrok śmierci – zarówno dla matki, jak i dla dziecka. Samotna położna brnie przez cmentarzysko, jakim stał się świat, usiłując znaleźć dla siebie miejsce w nowej, groźnej rzeczywistości. Filary cywilizacji runęły, została tylko brutalna siła i ci, którzy ją mają.

Pozostałe przy życiu kobiety są prześladowane przez bandy mężczyzn, którzy je chwytają, trzymają w łańcuchach, używają ich i nimi handlują. Żeby zachować wolność, położna przebiera się za mężczyznę i unika ludzi. Wkrótce odkrywa jednak, że jej zadanie nie ogranicza się do chronienia smutnej namiastki własnej niezależności.

Na początku, zanim przeczytacie recenzję, pochylę się nad tym, co oznacza słowo „akuszerka”? Macie przecież prawo nie wiedzieć. Cytując słownik PWN, dawniej była to «położna», «kobieta zajmująca się przyjmowaniem porodów i usuwaniem ciąży, lecz niemająca wykształcenia w tej dziedzinie». Znajomość tego słowa pozwoli lepiej zrozumieć książkę.

Najbardziej moją uwagę zwrócił napis „Opowieść podręcznej w świecie postapo” znajdujący się na okładce i spodziewałem się, że będzie to jakaś kontynuująca wyżej wymienionej książki, jednak nie ma jedno z drugim nic wspólnego. Księga bezimiennej akuszerki to nie to samo co Opowieść podręcznej. Cieszę się, że właśnie to mnie przyciągnęło do przeczytania, bo opis jakoś nie za bardzo mnie przekonał.

Główna bohaterka, której imienia nie znamy, jest bardzo ciekawą postacią. Nie można zarzucić jej braku inteligencji. Za każdym razem jak spotykała kogoś obcego lub zmieniała miejsce pobytu, wymyślała nowe imię. Zaskoczył mnie fakt, że przebierała się za mężczyznę, aby uniknąć kłopotów i nie zostać zgwałconą. Pokazuje to, że płeć nie ma znaczenia. Każdy jest silny, wystarczy tylko odrobina sprytu.

Bezimienna akuszerka jest bohaterką z charakterem. Nie da sobie w kaszę nadmuchać. Potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, genialnie improwizuje. Jedyną jej wadą jest początkowe zbyt szybkie przywiązywanie się do ludzi lub jej nieufność, która z kolei jest także zaletą. Nie zdradziła nikomu swojego imienia i raczej tego nie zrobi.

Księga bezimiennej akuszerki bardzo przypomina serial The Walking Dead. Jest między nimi sporo wątków wspólnych, na przykład scena w szpitalu. Rick, jak i kobieta budzą się po pandemii, gdzie miasta są zniszczone i puste. Książka sporo czerpie z serialu, tylko jest zupełnie inna sytuacja, tym razem na zamiast zombie szaleje zaraza, która zabija sporo ogromną ilość, nie tylko ciężarnych, kobiet. Mężczyźni również na ją chorowali, jednak nie tak jak płeć przeciwna. Na świecie spotkanie kobiety graniczy niemal z cudem.

Kolejną cechą wspólną między serialem Żywe Trupy a książką jest podróż bohaterki. Podobnie jak i Rick, również podróżowała przez pewien czas samotnie, próbowała w jakiś racjonalny sposób dowiedzieć się czegoś o otaczającym ją świecie.

Każda wędrówka dostarcza czegoś innego. Czasami układał się pewien schemat – spotkała, pogadała i na tym tyle. Pojawiło się kilka bohaterów na dłużej, między innymi prośba Bezimiennej akuszerki o pomoc osobę, która była wykwalifikowaną pielęgniarką.

Kolejnym plusem jest świetnie napisany świat postapokaliptyczny. Czytając pierwsze strony, już wiedziałem, że książka ma coś w sobie. Przede wszystkim pokazała, że ludzie muszą sobie jakoś radzić z potrzebami seksualnymi, a na świecie jest mało kobiet, więc uprawiano seks z kim się dało, bez względu na płeć. Doceniam, że Meg Elison o tym nie zapomniała.

Autorka Księgi bezimiennej akuszerki pokazała również, jakby wyglądał świat, gdyby populacja kobiet się raptownie zmniejszyła. Powiem szczerze, że nie chciałbym dożyć do takich czasów. Mężczyźni całkowicie zapomnieli o manierach – spotykając kobietę, od razu ją gwałcili lub zawierali układy. Płeć piękna była traktowana jak zabawka do seksu, a poza tym nic więcej.

Wspomniałem wyżej, że często bohaterowie, którzy spotykają się z Bezimienną akuszerką, udają się do innego miejsca. Autorka Meg Elison pozwalała nam zobaczyć, co tak naprawdę stało się z tymi postaciami i jak potoczyły się ich losy.

Muszę przyznać, że ta wizja świata, w którym większość kobiet zachorowała i zmarła, jest przerażająca. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego, a już na pewno nie chciałbym być w skórze kobiety w takich czasach. Główna bohaterka jest naprawdę silna i pełna inspiracji.

Zbyt wiele nie chcę Wam zdradzać, ponieważ – zdecydowanie – książka jest warta przeczytania. Wizja postapokaliptyczna napisana przez Meg Elison jest przerażająca i jednocześnie daje wiele do myślenia. Czyta się to jednym tchem. Ciężko jest oderwać wzrok od publikacji.

Nie mogę się już doczekać kolejnego tomu trylogii Droga donikąd, bo jestem zafascynowany tą książką. Porwała moje serce i czekam na więcej. Premiera publikacji odbędzie się 30 września 2020 roku, koniecznie polecam kupić. Nie będziecie zawiedzeni. Bardzo dziękuję wydawnictwu Rebis za możliwość przedpremierowego przeczytania.

Jestem miłośnikiem fantastyki oraz świata Pokemonów i uniwersum Marvela. W wolnych chwilach lubię oglądać mało znane produkcje, o których nikt nie słyszał.
0
Would love your thoughts, please comment.x